sobota, 1 kwietnia 2023

Serio.

 

Z braku lepszych pomysłów, nim nastanie siniaczkowy sezon, zliczam w podróży karampuki. Nie ma dnia, żebym choć dwóch nie trafił. Ostatnio jednemu (jednej) niskopienna, rozłożysta mamusia coś tłumaczyła i chyba nie trafiła do rozsądku, czy innego panelu odpowiedzialnego za empatię. Może to był cyborg z archaiczną aplikacją? Straszne to czasy, kiedy za płeć odpowiada charakteryzacja.


Szczudlasta pani, z pudlem wznoszącym się ponad mizerię jamników, jechała sobie autobusem. Obie jednostki były chude, wysokie i miały fryzurkę pełną pokręconych loczków, lecz nie wiem, kto do kogo się upodabniał, lecz miłość wyglądała na wzajemną.


Spontanicznie kwitną nieużytki i skarpy, czterolistna koniczyna czeka na szczęściarza – znalazcę. Na przystanku wypatrzyłem w czerń odzianą mamusię i jej narybek różowiutki do obłędu. Obie pasły się w oczekiwaniu na transport i najwyraźniej długo już czekały, bo obie były doskonale odżywione, pulchne i rumiane.


Wreszcie dostrzegłem zalety metalowych smarków, szczególnie, gdy zawieszone są symetrycznie w obu nozdrzach. A wszystko zawdzięczam dziewczęciu w okularach, stojącym obok mnie w autobusie, kłusującym po miejskich muldach. Smarki stanowiły ogranicznik dla okularów, które niżej nie zsuwały się z perkatego noska. Autobus nie ustawał natrząsać się z pasażerów, a ja doznałem optycznej iluzji, czytając wyświetlające się wewnątrz reklamy. „Możliwość rozwoju”, którą potwierdziłem nieco później, w pierwszym czytaniu zdała mi się „wrażliwością zwojów” i skłoniła mnie do wnikliwszej obserwacji tak zareklamowanego produktu – naprawdę chciałem zadbać o wrażliwość zwojów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz