Stado szpaków usiadło karnie w szeregu na jednej gałęzi, a szpaczy generał-watażka usiadł na innej. Oczywiście, wyższej, żeby nie było złudzeń, kto pierwszy łychę do garnka włoży. Kilka kobiet, pozbawionych ciał i emocji czekało na przystanku. Wierzby płakały, ale wierzby płaczą zawsze. Niebo zaciągnęło się pierzyną chmur w sam raz na zimowe chłody. Między narcyzami pojawiły się szafirki i pierwsze maki, choć to przecież wciąż marzec. Kierowca spieszył się, by wypełnić autobus bardziej treściwymi ludźmi i nie zwalniał, dopóki nie upakował do pełna. Pani, której popiersie wymagałoby solidnego cokołu spełniła wreszcie zapotrzebowanie na masę i kierowca zwolnił, a nawet zatrzymał się na światłach zbyt dojrzałych według kodeksu drogowego.
Kobieta z mocno opancerzonym uchem pachniała „krówkami”. Jako łasuch, nie mogłem się nie ślinić, choć na więcej się nie siliłem. Pani prowadziła bogatą korespondencję wymagającą mimicznego wsparcia, czyli kto inny będzie delektował się jej aromatem.
Kobiece delikatności potrafią rozsiąść się tak, że nawet satyr zarumieniłby się ze wstydu. Brakowało tylko, by nieskrępowana otoczeniem dziewoja trzycyfrowej masy zaczęła się drapać po włosach łonowych. Być może dlatego, że je wcześniej wystrzygła – na szczęście dla zmysłów otoczenia. Młode dziewczątka prześcigają się w demonstracyjnej wulgarności, jakby chciały udowodnić, że stać je na więcej od rówieśniczek.
Pies na trzech łapach nie nadążał za swoim przewodnikiem, choć naprawdę się starał. W trakcie podróży autobusem wysłuchuję obojętnych mi, cudzych życiorysów i zawirowań losowych. W końcu spada na mnie zrozumienie – dzięki elokwencji telefonicznej, spotkania przestają być potrzebne – nie będzie o czym gadać, skoro wszystko zostało już powiedziane.
Zwiódł mnie pan ukrywający swą męskość w delikatności wyglądu. Sądziłem, że to pani wystylizowana na męską modłę i zakamuflowana w tych męskościach. Na wzgórzu zabudowania odzyskują przedwojenny sznyt – długo trwało, ale… lepiej się cieszyć, niż narzekać.
Ostatecznie powala mnie istota ubrana w koronkowe, czarne body, różową kieckę i czarne szpilki. Osobliwość nie goliła się od co najmniej tygodnia i przy wsparciu dwakroć większej koleżanki dźwigało komodę na trzy ogromne szuflady centralnym deptakiem Miasta.
Zbudowana z rozmachem pani szła nieopodal w taki sposób, jakby miała w pupę wkręcony uchwyt umożliwiający mocowanie końskiego ogona i tylko chwilowo, dla nabrania wprawy szła bez niego, ucząc się, jak czynić to z wdziękiem rasowej klaczy. Brodaty gość wietrzył stopy na bulwarze nad Rzeką, przed „Żabką” dziewczątko opalało plecy w bluzeczce pozbawionej materiału na zapleczu. Kobieta w spodniach bielszych od sumień świętych zastanawiała się, czy zapłacić za wejście na „mostek pokutnic”. Chłop w klapeczkach i zimowej kurtce najwyraźniej musiał żyć w dwóch różnych strefach klimatycznych, budząc moje nie pierwsze tego dnia zdumienie.
Mostek pokutnic? Jest coś takiego w Mieście?
OdpowiedzUsuńoczywiście. łączy dwie wieże jednego kościoła. blisko rynku, więc łakomy kąsek dla turystów.
UsuńI dla pokutnic.
UsuńBywałem pod mostkiem kloszardów z załącznikiem. Tam nikt nie miał białych spodni! No, może jedna kiedyś takie miała, ale "dziewczyny lubią brąz"..., albo zwędziła komuś kalesony?
OdpowiedzUsuńTe upijne podmostowe wiecziera, szum nurtu rzeki, pluski, puszczanie kaczek, pawi, bąbli, rechot...
Piękny wątuś, wąteczek...adijo alpażą della patice...
Jasiu
wolę nie domyślać się pochodzenia koloru spodni. ciągnij wątek - ale powoli, żeby się nie zerwał z uwięzi i nie odleciał jak nitka babiego lata.
UsuńKrówki chrupkie, czy ciągutki?
OdpowiedzUsuńa to takie istotne? odróżniasz w zapachu?
Usuń