Budowlaniec wędrował do roboty w stroju służbowym i crocksach. Może remontował chałupę pedanta, któremu gość w butach czyni zamieszanie w światopoglądzie.
Gość w militarnym stroju niósł na ramieniu torbę (nie – nie chlebak pełen granatów) z laptopem. Najwyraźniej szedł na wojnę, ale taką więcej wirtualną i mniej fizyczną, bo zbyt krzepkim młodzieńcem raczej nie był.
Podróże autobusem upodobali sobie koszykarze. Wysokopienny szczep musiał manewrować kokpitem decyzyjnym, żeby przejść pomiędzy zbyt nisko zaczepionymi poręczami.
Przedwcześnie łysiejący (od mycki?) chłopak podróżował w okularach i masce. Na pewno widział dużo, szkoda tylko, że przez mgłę. Wysiadając ściągnął osłonę układu oddechowego, więc jedynie wewnątrz powietrze było skażone.
Na rajskiej jabłoni czekającej pokornie u wrót kościoła pojawiły się wiśniowe pąki. W nagich koronach lip coś śpiewa do wtóru sygnalizacji dźwiękowej z przejścia dla pieszych. Słońce przegląda się w zmarszczkach lustra Rzeki wygryzając mi z oczu wszelkie widzenia. Stokrotki skupione w małe stadka kulą się pośród panoszących się niemiłosiernie traw.
Wojny wirtualne potrafią być nie mniej dotkliwe...
OdpowiedzUsuńczyżby? mam wrażenie, że w TV wojna wirtualna ma większy zasięg, jak w naturze. i też zbiera żniwo.
UsuńNo właśnie to napisałam...
Usuńjotka
Zdobyłam wczoraj nie lada widzenie, muszę je tylko zapisać.
OdpowiedzUsuńpowodzenia - umiesz pisać?
UsuńTak do końca to nie wiem.
Usuńto sprawdź się w walce - nie ma co teoretyzować, tylko czas na działanie. teraz dobry czas.
Usuń