niedziela, 24 czerwca 2018

Piesek.


- Zbyt dobrze się jej powodziło. Od dziecka. Oczko w głowie mamusi i tatusina księżniczka. Rozpieszczana była ponad jakąkolwiek miarę, a bezstresowe wychowanie dopełniło rysów jej charakteru. Pozbawiona była subtelności tak dokładnie, jakby chirurgicznie ją usunięto. Wyciągała ręce do świata, żeby był jej powolny i był, a jeśli nie chciał, to tatuś nakłaniał świat do kolaboracji portfelem, albo mamusia perswazją, czy urodą. Od zawsze świat poddawał się jej woli i ulegał. To była kwestia bezdyskusyjna – człowiek przemawiał do kufla, w którym piana zdążyła już się postarzeć, a stojący obok kufla łańcuszek oszronionych kieliszków pocił się niemiłosiernie czekając na unicestwienie.

Myślałem, że do siebie mówił, ale nie – podniósł wzrok o barwie rozcieńczonego wódką błękitu, po którym snuły się już mleczne mgły oszołomienia alkoholem. Patrzył wzrokiem obojętnym, niespiesznym i pozbawionym złudzeń. Więdnące w wazonie miniaturowe goździki i jakaś zasmarkana świeczka na stoliku wyglądały równie niechlujnie, jak jego oczy. A jednak złapał mnie wzrokiem i nie puszczał ani na moment wpatrując się we mnie blaszanym chłodem.

- A ona… - kontynuował monolog – wiedziała, że wolno jej wszystko, że wystarczy palcem pokazać i powiedzieć „chcę”, żeby dostać wszystko i wszystkich. Wiedziała i bezrefleksyjnie wymagała od otoczenia zachwytu i uległości. Deptała świat maluteńkimi stópkami i rosła ubrana w pychę i egocentryzm. Rosła pośród przepychu i przychylności, trochę w złotej klatce, trochę na ekskluzywnej witrynie, ale zawsze na piedestale. Nikt jej nie skarcił, życie nieustająco sprzyjało i kart los nie odwracał. Dziecko szczęścia po prostu.

Gość przerwał monolog i westchnął cicho podnosząc oszroniony kieliszek. Przechylił go nie krzywiąc się i poprawił natychmiast drugim. Dopiero wtedy umoczył usta w piwie, pozwalając pianie schnąć nad górną wargą. Oddechem mógł zdezynfekować już oddział szpitalny, ale głos skutecznie trzymał się zrozumiałości, choć brzmiał tak, jakby dochodził ze studni okradzionej z echa.

- Piękna była… Jest piękna i ma tego świadomość. Potrafi posługiwać się własną urodą wszędzie tam, gdzie pieniądze i władza nie są wystarczającą pokusą. Przez całe życie jest obiektem zachwytu i to nie tylko w męskich pragnieniach, lecz nawet heteroseksualne kobiety potrafi doprowadzić do szaleństwa i epizodu, który później wspominany jest z rumieńcem zawstydzenia i usprawiedliwiany młodzieńczą ciekawością, czy też niepoczytalnością po zbyt wielu kolorowych drinkach. Bawi się cudzymi uczuciami i kolekcjonuje trofea. Ludzi kolekcjonuje.

Wzdrygnął się i popatrzył z obrzydzeniem na stojącą przed nim baterię koralików. Tym razem trzy wypił i wyciągnął papierosa, żeby stłumić efekt spalonego gardła. Najwyraźniej piwo mu nie smakowało, bo odsunął je z pogardą. Patrzył na mnie, bo z obcym rozmawia się łatwiej. Obcy nie rozniesie po znajomych plotek, nie zna historii i nie zakwestionuje chronologii zdarzeń. Można pozwolić sobie na coś więcej niż ogólniki. Można się wygadać bezkarnie i bezpiecznie. A gdyby słuchacz okazał się paskudnym człowiekiem łatwo zwalić na alkohol, próbkę dramatyczną, czy też scenariusz do właśnie wymyślanej powieści.

- A potem przyszedł dzień, kiedy wyłuskała mnie z tłumu i wskazała palcem. Nikt jej nie zarzucił braku kultury, a ona nigdy nie miała problemu z tym, że czegoś nie wypada robić. Wypielęgnowaną dłoń skierowała na mnie i powiedziała „chcę”. Byłem zachwycony tym zauważeniem, choć nie dysponowałem walorami towarzyskimi godnymi uwagi. Ani pozycji, ani majątku, a uroda… trudno mówić o urodzie w moim przypadku. A jednak wskazała właśnie mnie i kupiła mnie od niechcenia pierwszym gestem. Nie potrafiłem się bronić, nawet nie wiedziałem, że powinienem. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, to pewnie bym go opluł, że z zawiści tak mówi. Poszedłem za nią z cielęcym wzrokiem i prowadzała mnie końcem paluszka jak oswojonego pieska kanapowca. Byłem jej własnością. Nikim ważnym. Pozwalała mi grzać się w jej blasku i od czasu do czasu spełniać jej kaprysy. Byłem laleczką do zabawy, ale laleczką dla dużej dziewczynki. Potrafiła być podła. Znaczy… gdyby w ogóle rozumiała takie pojęcie, ale dziś wiem, że nie rozumie. Uznała, że wyświadcza mi łaskę pozwalając mi zbliżyć się do siebie.

Dokończył łańcuszek i skinął na kelnera, żeby rachunek przyniósł i zabrał puste szkło. W oczach miał pustynię uczuciową, jednak alkohol ominął chyba te ośrodki, które miały go znieczulić bo kontynuował opowieść beznamiętnie.

- Stałem się jej własnością. Bez własnego zdania, bez szacunku. Jak niewolnik, któremu wolno wyłącznie spełniać rozkazy, nie bacząc na to, jak bardzo są ekstrawaganckie. Nie musiała podnosić głosu, ani straszyć. Potrafiła wzrokiem zgasić zalążek buntu, czy błahej niepewności. Potrafiła uśmiechem i ciepłym słowem namówić mnie na każdą niegodziwość, fanaberię, czy kaprys lubieżny. Zdarzało się jej bawić ciałem czy dumą gości i nikt w jej otoczeniu nie był bezpieczny. Uciekłem wreszcie, kiedy zrozumiałem, jak toksycznym był ten związek – jeśli można mówić o związku, kiedy byłem bezwolnym w jej rękach. Zostawiła mnie na chwilę wystarczająco długą, żebym zdołał się obudzić i uciekłem właśnie dziś. Uciekłem od pięknej pani, chociaż sam siebie biczuję teraz, że krzywdzę ją i sam siebie kaleczę tą ucieczką.

- Trzy takie różańce już wypiłem licząc, że utopię świadomość w gorzałce i zapomnę, ale nie potrafię zapomnieć. Alkohol ledwie brzegi świadomości obmywa i resztkami wytrwałości się bronię przed powrotem i autodestrukcją. Jeśli zmięknę choć trochę, to wrócę i będę żebrał o wybaczenie i zostanę niewolnikiem już po kres. Bo drugi raz uciec nie znajdę siły, a jeśli mnie wygna, będę skamlał i biegł za nią na koniec świata choćby, nie licząc na nic więcej, jak jej bliskość. I cieszył się będę z kopniaka, bo to też jest zauważenie…

Popatrzył na mnie, położył jakieś banknoty na stole i nie czekając na kelnera wstał i szedł w stronę wyjścia. Miałem w głowie mętlik, jakby tę wódkę we mnie wlewał, a nie w siebie. Chciałem zapytać, złapać za rękę i poznać więcej szczegółów, ale on już zbliżał się do drzwi. Patrzyłem na spuszczone ramiona, wiszącą głowę i ten obraz beznadziejnego przygnębienia. Nim doszedł do wyjścia drzwi otworzyły się szeroko. Do środka wchodziła jakaś pani kołysząc biodrami i stukając szpilkami rytm, do którego samcze serca klientów restauracji zaczęły się synchronizować. Gość jęknął opadając na kolana, a pani minęła go nie zaszczycając zauważeniem.

Przeszła obok mnie szukając wolnego stolika, a kelner, który jeszcze nie zdążył posprzątać po gościu wypychał mnie bezkompromisowo, rezygnując z zapłaty za kawę, żebym tylko zwolnił stolik dla tej kobiety i niemal rękawem służbowej marynarki usiłował przetrzeć blat stołu. Moja na wpół wypita kawa zniknęła mi sprzed nosa, a ja nie wiedząc kiedy stałem już pochylony w ukłonie i gdybym miał ogonek zacząłbym nim merdać, żeby sprawić jej przyjemność. Zdążyła usiąść, kiedy mój rozmówca wrócił i pojawił się obok mnie. Popatrzył na mnie ze smutkiem wciąż na kolanach. Usiłował całować jej stopy pod stołem, ale odepchnęła go butem, więc został tam czekając na chwilę łaski. Mnie kelner wypchnął, jakbym był niepożądanym gościem i tylko temu zawdzięczam resztki rozumu. Wyszedłem twarz wiatrom oddając, żeby ostygnąć, a on został…

A raczej to co z niego zostało, tkwiło pod stołem czekając na jakiekolwiek polecenie.

38 komentarzy:

  1. I znowu Robert Scurvy mi się przypomina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba czas, żebym coś przeczytał, skoro to recydywa.

      Usuń
    2. Z pożądania, jakie żywił w stosunku do księżnej Iriny Wsiewołodnej Zbereźnickiej-Podberezkiej, stał się jej psem.

      Usuń
    3. no proszę - i tego udało się wyprodukować w setkach stron? gdybym pociągnął to jeszcze trochę, to sam zacząłbym merdać.

      Usuń
    4. W setkach? Nie, Szewcy cieniutcy są.

      Usuń
    5. wyjątek na ogół potwierdza regułę - współcześni piszą siedmioksięgi, albo chociaż trylogie. ci bardziej "płodni" nie mieszczą się w 3-5 tysiącach stron, a nawet jeśli, to kontynuują dożywotnio.

      Usuń
    6. No... Witkacy taki niezbyt współczesny jest.

      Usuń
    7. no właśnie - antyk...

      Usuń
  2. A co to jest stojąca bateria koralików?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. perełki - kieliszki wódki sznureczkiem.

      Usuń
    2. Coś podobnego...
      Ort, braki w wiedzy patologicznej wychodzą!

      Usuń
    3. niekoniecznie - tak sobie wymyśliłem - że małe, zmrożone i oszronione kieliszki wyglądają jak perełki na sznurku, bo ustawione jeden obok drugiego - zabawa dla rąk. nie każdemu musi się tak kojarzyć.

      Usuń
    4. podobno moje pisanie zajeżdża poezją - a to z definicji zawiera niedopowiedzenia, albo język nieoczywisty - nie ma co wzdychać - pytaj śmiało, bo ja mam tendencję do wybujałych skojarzeń.

      Usuń
    5. I zazwyczaj bardzo mi się one podobają.

      Usuń
    6. czyżby patologia? może to zakaźne?

      Usuń
    7. Nic podobnego!Specjalistą od wszelkiej patologii jesteś Ty i ani myślę wcinać Ci się w kompetencje.

      Usuń
    8. dobrze - niech i tak będzie. ja zgodny jestem.

      Usuń
  3. Cudo! Eh, kobiety też marzą o takich pannach - a dokładniej - żeby takimi być ;) Pozdrawiam Aksinia

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, Oko.

    Nieco mniej dramatyczna odsłona w wykonaniu pani Sławy Przybylskiej:

    https://www.youtube.com/watch?v=zgcVDLKMtRQ

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyczuwam takie samice nawet bez wibrysów, gdyż bardzo ich nie lubię, co jest wielce zmiękczoną formą tego, co - tak naprawdę - do nich czuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale Ty jesteś zwierzę - istota wprost z natury. najwyraźniej masz instynkty.

      Usuń
  6. Żeby taka mogła zaistnieć musi mieć wielbicieli, nie ma teatru bez widza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. życie, to nie teatr. sądzisz, że towarzystwo może stanowić problem? rzuć okiem na "celebrytów" - żyją z pokazywania się, a nie z talentu. a za nimi ciągną podwody.

      Usuń
    2. życie to teatr, a my jesteśmy aktorami na jego scenie...

      Usuń
    3. I tu nie do końca się zgodzę, Jotko. To tylko literatura - spłycony Shakespeare ("Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają", "Życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada – powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą"), który zmienił się po drodze w truizm.

      Usuń
    4. w teatrze się odtwarza, a życie wymaga wymyślenia od zera. suflerzy życiowi sami nie wiedzą, czy wybory są dobre i wskazówki prawdziwe.

      Usuń
    5. A, właśnie. Nikt z nas chyba nie gra - żyjemy całkiem serio.

      Usuń
    6. Nie spotkaliście nigdy ludzi, którzy grali różne role na zewnątrz, a w realu byli zupełnie kimś innym i nie aktorów mam na myśli?

      Usuń
    7. a pewnie - naśladownictwo spotkać łatwo, bo to z lenistwa. łatwiej się idzie znaną ścieżką. ale nawet największy "udawacz" kiedyś spotyka się z własnymi myślami i prawdą o sobie.

      Usuń
    8. Spotkaliśmy, ale to nie podstawowa zasada.

      Usuń
  7. ...czasami, jak się wydaje, bierzemy udział w tej życiowej maskaradzie, a biorąc udział - godzimy się z przydzieloną rolą. Dobrowolnie...

    https://www.youtube.com/watch?v=55rbt_-5ZsA

    bo przecież masz to, na co godzisz się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyżbyś zakładała, że życie to czynność cykliczna? i czasami bierzemy w niej udział? szkoda, ze jacyś tępi jesteśmy i nic się nie uczymy.

      Usuń
    2. chciałabym, by tak było... (może czas stać się wyznawcą hinduizmu?)
      Twoje ostatnie zdanie zawarło sens tego, co chciałam powiedzieć. Kiedy już wpadnie się w niezdrową relację, piekielnie trudno jest się z niej wyrwać.
      I masz rację, często ładujemy się w bliźniaczo podobną historię. Żadnych wniosków.

      Usuń