- Zbyt dobrze się jej powodziło. Od
dziecka. Oczko w głowie mamusi i tatusina księżniczka. Rozpieszczana była ponad
jakąkolwiek miarę, a bezstresowe wychowanie dopełniło rysów jej charakteru.
Pozbawiona była subtelności tak dokładnie, jakby chirurgicznie ją usunięto.
Wyciągała ręce do świata, żeby był jej powolny i był, a jeśli nie chciał, to
tatuś nakłaniał świat do kolaboracji portfelem, albo mamusia perswazją, czy
urodą. Od zawsze świat poddawał się jej woli i ulegał. To była kwestia
bezdyskusyjna – człowiek przemawiał do kufla, w którym piana zdążyła już się
postarzeć, a stojący obok kufla łańcuszek oszronionych kieliszków pocił się
niemiłosiernie czekając na unicestwienie.
Myślałem, że do siebie mówił, ale nie
– podniósł wzrok o barwie rozcieńczonego wódką błękitu, po którym snuły się już
mleczne mgły oszołomienia alkoholem. Patrzył wzrokiem obojętnym, niespiesznym i
pozbawionym złudzeń. Więdnące w wazonie miniaturowe goździki i jakaś zasmarkana
świeczka na stoliku wyglądały równie niechlujnie, jak jego oczy. A jednak
złapał mnie wzrokiem i nie puszczał ani na moment wpatrując się we mnie
blaszanym chłodem.
- A ona… - kontynuował monolog –
wiedziała, że wolno jej wszystko, że wystarczy palcem pokazać i powiedzieć
„chcę”, żeby dostać wszystko i wszystkich. Wiedziała i bezrefleksyjnie wymagała
od otoczenia zachwytu i uległości. Deptała świat maluteńkimi stópkami i rosła
ubrana w pychę i egocentryzm. Rosła pośród przepychu i przychylności, trochę w
złotej klatce, trochę na ekskluzywnej witrynie, ale zawsze na piedestale. Nikt
jej nie skarcił, życie nieustająco sprzyjało i kart los nie odwracał. Dziecko
szczęścia po prostu.
Gość przerwał monolog i westchnął
cicho podnosząc oszroniony kieliszek. Przechylił go nie krzywiąc się i poprawił
natychmiast drugim. Dopiero wtedy umoczył usta w piwie, pozwalając pianie
schnąć nad górną wargą. Oddechem mógł zdezynfekować już oddział szpitalny, ale
głos skutecznie trzymał się zrozumiałości, choć brzmiał tak, jakby dochodził ze
studni okradzionej z echa.
- Piękna była… Jest piękna i ma tego
świadomość. Potrafi posługiwać się własną urodą wszędzie tam, gdzie pieniądze i
władza nie są wystarczającą pokusą. Przez całe życie jest obiektem zachwytu i
to nie tylko w męskich pragnieniach, lecz nawet heteroseksualne kobiety potrafi
doprowadzić do szaleństwa i epizodu, który później wspominany jest z rumieńcem
zawstydzenia i usprawiedliwiany młodzieńczą ciekawością, czy też
niepoczytalnością po zbyt wielu kolorowych drinkach. Bawi się cudzymi uczuciami
i kolekcjonuje trofea. Ludzi kolekcjonuje.
Wzdrygnął się i popatrzył z
obrzydzeniem na stojącą przed nim baterię koralików. Tym razem trzy wypił i
wyciągnął papierosa, żeby stłumić efekt spalonego gardła. Najwyraźniej piwo mu
nie smakowało, bo odsunął je z pogardą. Patrzył na mnie, bo z obcym rozmawia
się łatwiej. Obcy nie rozniesie po znajomych plotek, nie zna historii i nie
zakwestionuje chronologii zdarzeń. Można pozwolić sobie na coś więcej niż
ogólniki. Można się wygadać bezkarnie i bezpiecznie. A gdyby słuchacz okazał
się paskudnym człowiekiem łatwo zwalić na alkohol, próbkę dramatyczną, czy też
scenariusz do właśnie wymyślanej powieści.
- A potem przyszedł dzień, kiedy wyłuskała
mnie z tłumu i wskazała palcem. Nikt jej nie zarzucił braku kultury, a ona
nigdy nie miała problemu z tym, że czegoś nie wypada robić. Wypielęgnowaną dłoń
skierowała na mnie i powiedziała „chcę”. Byłem zachwycony tym zauważeniem, choć
nie dysponowałem walorami towarzyskimi godnymi uwagi. Ani pozycji, ani majątku,
a uroda… trudno mówić o urodzie w moim przypadku. A jednak wskazała właśnie
mnie i kupiła mnie od niechcenia pierwszym gestem. Nie potrafiłem się bronić,
nawet nie wiedziałem, że powinienem. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, to pewnie
bym go opluł, że z zawiści tak mówi. Poszedłem za nią z cielęcym wzrokiem i
prowadzała mnie końcem paluszka jak oswojonego pieska kanapowca. Byłem jej
własnością. Nikim ważnym. Pozwalała mi grzać się w jej blasku i od czasu do
czasu spełniać jej kaprysy. Byłem laleczką do zabawy, ale laleczką dla dużej
dziewczynki. Potrafiła być podła. Znaczy… gdyby w ogóle rozumiała takie pojęcie,
ale dziś wiem, że nie rozumie. Uznała, że wyświadcza mi łaskę pozwalając mi
zbliżyć się do siebie.
Dokończył łańcuszek i skinął na
kelnera, żeby rachunek przyniósł i zabrał puste szkło. W oczach miał pustynię
uczuciową, jednak alkohol ominął chyba te ośrodki, które miały go znieczulić bo
kontynuował opowieść beznamiętnie.
- Stałem się jej własnością. Bez
własnego zdania, bez szacunku. Jak niewolnik, któremu wolno wyłącznie spełniać
rozkazy, nie bacząc na to, jak bardzo są ekstrawaganckie. Nie musiała podnosić
głosu, ani straszyć. Potrafiła wzrokiem zgasić zalążek buntu, czy błahej
niepewności. Potrafiła uśmiechem i ciepłym słowem namówić mnie na każdą
niegodziwość, fanaberię, czy kaprys lubieżny. Zdarzało się jej bawić ciałem czy
dumą gości i nikt w jej otoczeniu nie był bezpieczny. Uciekłem wreszcie, kiedy
zrozumiałem, jak toksycznym był ten związek – jeśli można mówić o związku,
kiedy byłem bezwolnym w jej rękach. Zostawiła mnie na chwilę wystarczająco
długą, żebym zdołał się obudzić i uciekłem właśnie dziś. Uciekłem od pięknej
pani, chociaż sam siebie biczuję teraz, że krzywdzę ją i sam siebie kaleczę tą
ucieczką.
- Trzy takie różańce już wypiłem
licząc, że utopię świadomość w gorzałce i zapomnę, ale nie potrafię zapomnieć.
Alkohol ledwie brzegi świadomości obmywa i resztkami wytrwałości się bronię
przed powrotem i autodestrukcją. Jeśli zmięknę choć trochę, to wrócę i będę
żebrał o wybaczenie i zostanę niewolnikiem już po kres. Bo drugi raz uciec nie
znajdę siły, a jeśli mnie wygna, będę skamlał i biegł za nią na koniec świata
choćby, nie licząc na nic więcej, jak jej bliskość. I cieszył się będę z
kopniaka, bo to też jest zauważenie…
Popatrzył na mnie, położył jakieś
banknoty na stole i nie czekając na kelnera wstał i szedł w stronę wyjścia. Miałem
w głowie mętlik, jakby tę wódkę we mnie wlewał, a nie w siebie. Chciałem
zapytać, złapać za rękę i poznać więcej szczegółów, ale on już zbliżał się do
drzwi. Patrzyłem na spuszczone ramiona, wiszącą głowę i ten obraz
beznadziejnego przygnębienia. Nim doszedł do wyjścia drzwi otworzyły się
szeroko. Do środka wchodziła jakaś pani kołysząc biodrami i stukając szpilkami
rytm, do którego samcze serca klientów restauracji zaczęły się synchronizować.
Gość jęknął opadając na kolana, a pani minęła go nie zaszczycając zauważeniem.
Przeszła obok mnie szukając wolnego
stolika, a kelner, który jeszcze nie zdążył posprzątać po gościu wypychał mnie
bezkompromisowo, rezygnując z zapłaty za kawę, żebym tylko zwolnił stolik dla
tej kobiety i niemal rękawem służbowej marynarki usiłował przetrzeć blat stołu.
Moja na wpół wypita kawa zniknęła mi sprzed nosa, a ja nie wiedząc kiedy stałem
już pochylony w ukłonie i gdybym miał ogonek zacząłbym nim merdać, żeby sprawić
jej przyjemność. Zdążyła usiąść, kiedy mój rozmówca wrócił i pojawił się obok
mnie. Popatrzył na mnie ze smutkiem wciąż na kolanach. Usiłował całować jej
stopy pod stołem, ale odepchnęła go butem, więc został tam czekając na chwilę
łaski. Mnie kelner wypchnął, jakbym był niepożądanym gościem i tylko temu
zawdzięczam resztki rozumu. Wyszedłem twarz wiatrom oddając, żeby ostygnąć, a
on został…
A raczej to co z niego zostało, tkwiło pod stołem czekając na jakiekolwiek polecenie.
I znowu Robert Scurvy mi się przypomina.
OdpowiedzUsuńchyba czas, żebym coś przeczytał, skoro to recydywa.
UsuńZ pożądania, jakie żywił w stosunku do księżnej Iriny Wsiewołodnej Zbereźnickiej-Podberezkiej, stał się jej psem.
Usuńno proszę - i tego udało się wyprodukować w setkach stron? gdybym pociągnął to jeszcze trochę, to sam zacząłbym merdać.
UsuńW setkach? Nie, Szewcy cieniutcy są.
Usuńwyjątek na ogół potwierdza regułę - współcześni piszą siedmioksięgi, albo chociaż trylogie. ci bardziej "płodni" nie mieszczą się w 3-5 tysiącach stron, a nawet jeśli, to kontynuują dożywotnio.
UsuńNo... Witkacy taki niezbyt współczesny jest.
Usuńno właśnie - antyk...
UsuńA co to jest stojąca bateria koralików?
OdpowiedzUsuńperełki - kieliszki wódki sznureczkiem.
UsuńCoś podobnego...
UsuńOrt, braki w wiedzy patologicznej wychodzą!
niekoniecznie - tak sobie wymyśliłem - że małe, zmrożone i oszronione kieliszki wyglądają jak perełki na sznurku, bo ustawione jeden obok drugiego - zabawa dla rąk. nie każdemu musi się tak kojarzyć.
UsuńUff. Co za ulga...
Usuńpodobno moje pisanie zajeżdża poezją - a to z definicji zawiera niedopowiedzenia, albo język nieoczywisty - nie ma co wzdychać - pytaj śmiało, bo ja mam tendencję do wybujałych skojarzeń.
UsuńI zazwyczaj bardzo mi się one podobają.
Usuńczyżby patologia? może to zakaźne?
UsuńNic podobnego!Specjalistą od wszelkiej patologii jesteś Ty i ani myślę wcinać Ci się w kompetencje.
Usuńdobrze - niech i tak będzie. ja zgodny jestem.
UsuńCudo! Eh, kobiety też marzą o takich pannach - a dokładniej - żeby takimi być ;) Pozdrawiam Aksinia
OdpowiedzUsuńnaprawdę? coś okropnego.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńNieco mniej dramatyczna odsłona w wykonaniu pani Sławy Przybylskiej:
https://www.youtube.com/watch?v=zgcVDLKMtRQ
Pozdrawiam:)
dzięki piękne.
UsuńWyczuwam takie samice nawet bez wibrysów, gdyż bardzo ich nie lubię, co jest wielce zmiękczoną formą tego, co - tak naprawdę - do nich czuję.
OdpowiedzUsuńale Ty jesteś zwierzę - istota wprost z natury. najwyraźniej masz instynkty.
UsuńSie wie:)
UsuńŻeby taka mogła zaistnieć musi mieć wielbicieli, nie ma teatru bez widza...
OdpowiedzUsuńżycie, to nie teatr. sądzisz, że towarzystwo może stanowić problem? rzuć okiem na "celebrytów" - żyją z pokazywania się, a nie z talentu. a za nimi ciągną podwody.
Usuńżycie to teatr, a my jesteśmy aktorami na jego scenie...
UsuńI tu nie do końca się zgodzę, Jotko. To tylko literatura - spłycony Shakespeare ("Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają", "Życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem, który swą rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada – powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą"), który zmienił się po drodze w truizm.
Usuńw teatrze się odtwarza, a życie wymaga wymyślenia od zera. suflerzy życiowi sami nie wiedzą, czy wybory są dobre i wskazówki prawdziwe.
UsuńA, właśnie. Nikt z nas chyba nie gra - żyjemy całkiem serio.
UsuńNie spotkaliście nigdy ludzi, którzy grali różne role na zewnątrz, a w realu byli zupełnie kimś innym i nie aktorów mam na myśli?
Usuńa pewnie - naśladownictwo spotkać łatwo, bo to z lenistwa. łatwiej się idzie znaną ścieżką. ale nawet największy "udawacz" kiedyś spotyka się z własnymi myślami i prawdą o sobie.
UsuńSpotkaliśmy, ale to nie podstawowa zasada.
Usuń...czasami, jak się wydaje, bierzemy udział w tej życiowej maskaradzie, a biorąc udział - godzimy się z przydzieloną rolą. Dobrowolnie...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=55rbt_-5ZsA
bo przecież masz to, na co godzisz się
czyżbyś zakładała, że życie to czynność cykliczna? i czasami bierzemy w niej udział? szkoda, ze jacyś tępi jesteśmy i nic się nie uczymy.
Usuńchciałabym, by tak było... (może czas stać się wyznawcą hinduizmu?)
UsuńTwoje ostatnie zdanie zawarło sens tego, co chciałam powiedzieć. Kiedy już wpadnie się w niezdrową relację, piekielnie trudno jest się z niej wyrwać.
I masz rację, często ładujemy się w bliźniaczo podobną historię. Żadnych wniosków.
autodestrukcja.
Usuń