Pani uboga cieleśnie okropnie
zamartwiała się, że jej bogaciej wyposażona koleżanka niosąca pizzę dopuści do
sytuacji, w której kurz z pobliskiej budowy stanie się dominującą przyprawą i
prosiła o zamknięcie tekturowej koperty, ale koleżanka pilnie musiała
podtrzymać funkcje życiowe w obliczu zdecydowanie bardziej rozbudowanego
organizmu i niewzruszenie pochłaniała kęsy w tempie godnym wilka na przednówku.
Widok przedni, choć pospolity i nie stanowiący objawienia na miarę encyklopedii
dowolnie malej społeczności. Kwitnąca bladoróżowo magnolia zdawała się urągać
latu, bo przecież ona kwitnąć uwielbia, zanim liście na drzewach się pojawią, a
tu taka anomalia. Już morwa potrafi zrzucić owoce, dereń brzemienny nasieniem
zieleni się czekając na słoneczne pocałunki, dzikie wiśnie i czeremchy czernią
się, żeby choć nocami zaznały spokoju dojrzałe owoce. Jakiś szpak
wydziobuje z trawnika niedopałki i usiłuje je jakoś rozdrobnić, żeby dzieci
dały radę to strawić i sam już nie wiem, czy zdumiewać się bardziej ojcowskim
zaufaniem do młodzieżowych żołądków, czy głupoty tegoż, bo przecież owoce
wszędzie obecne aż się proszą o dożynki. Peruwiańczyk, w narodowej koszulce
przemierzał szlak ku najbardziej nieodpowiedzialnej części miasta, bez świadomości
czym to grozi, jednak pora była zbyt młoda na dziczyznę, więc spocony był
wyłącznie z powodu agresji fali świetlnej. Studencka sztuka trwała zamknięta
kagańcem metalowego ogrodzenia i starzała się niespiesznie, żeby wreszcie
przestać być współczesną tandetą, a stać się wybitnym dziełem antyku. Drzewa
troszeczkę się podśmiewały z tych aspiracji, jednak nie były jawnie wulgarne i
można było trwać w domniemaniu, że to tylko dobry humor związany z niedojrzale zieleniejącymi orzechami
włoskimi. Szukałem w sobie odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”, bo pytać głośno
nie chciałem – zbyt łatwo zadawać pytania, a tak trudno prawdziwie
odpowiedzieć. Drogi i budynki zaczynają nabierać kształtów, Miasto śmierdzi, bo
tylko takim aromatem potrafi się przystroić. Korki, tłumy, obojętność i
nienawiść. Zmęczenie i niepewność. Tylko młodość potrafi zerwać zasieki i wbrew
wszystkiemu lizać jednego loda w trójkę nie bacząc na wirusy, płeć i wyznanie. Sąsiad
w niepowtarzalnych słowach przeanalizował poziom sportowy narodu, po czym udał
się na zasłużoną konsumpcję w konkurencji olimpijskiej od dawna znanej pod
nazwą „cztery raz sto z zagrychą” zanim echo zwróciło mu wszystkie słowa. W
końcu olimpiada też co cztery lata, a materiał genetyczny w tym czasie potrafi
się rozeschnąć do rozkładu, albo zmumifikować zgoła. Pani ubrana w czerń niemal
doskonałą złamała jednoznaczność lakierem na dwóch paznokciach spatynowaną,
metaliczną zielenią, wymagającą dojrzałego oświetlenia, żeby dało się wykryć
różnicę. I Zorro pojawił się w Mieście, wycinając zygzak podpisu w wystrzyżonych
czuprynach niewiast o głosie głęboko męskim. Przeszła pomimo staruszka ze swoim
panem, a tak niskopienni byli, że nawet horyzontu nie zasłaniali i bez wysiłku
mógłbym kontemplować widnokrąg, gdyby był… Ale zamiast niego były żurawie
pilnujące zagęszczenia nieboskłonu ponad potrzeby natury.
A mnie dziś kosiarki prześladowały swym brzęczeniem, co o tyle dziwne było, że ledwo po deszczach trawa oddech złapała, a już ciąć zaczęli, nie bacząc na stokrotki...
OdpowiedzUsuńharmonogram ważniejszy od stokrotek i pogody.
UsuńNa wsi spokojniej, nie ma korków, tłumów i obojętności ale reszta chyba taka sama
OdpowiedzUsuńwięcej "zielonych spostrzeżeń" - u mnie dominują szarości i czernie chodników.
UsuńLato ze wszystkimi swoimi urokami i miejską uciążliwością, czasem pachnie ranną świeżością, skoszoną trawą, drażni tłumem , rozgrzanym betonem, hałasem, a ty wyłapujesz z tego "rodzynki".
OdpowiedzUsuńcóż to za ciasto byłoby, gdyby w nim zabrakło rodzynek?
Usuń… PS.1. Oko (Oku?) trochę przygiął mię czas. Ale nawet czas jest do pokonania. Książka jest! Czas będzie! Z wyrazami. Warmińczyk w regionalnej koszuli … sukience. PS.2. Wilk na przednówku jest zawsze syty odwrotnie proporcjonalnie do sytości zjadaczy lebiody!
OdpowiedzUsuńno popatrz... ie znam się na wilczych cyklach pokarmowych, ale miałem na myśli jego przednówek - ten okres wielkiego postu, bez względu na to, kiedy przypada.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńU mnie pracowicie, więc jedynym, co przychodzi mi do głowy są słowa J.L. Kerna:
"Lato to czas, kiedy jest za gorąco, aby robić to, na co w zimie było za zimno."
Pozdrawiam:)
nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś tym cytatem. dziękuję.
UsuńBetonowa codzienność. Ma ona swój urok, ale tylko dla spostrzegawczych. Dla biegnących za tłumem w życiu-nieżyciu, nic nie ma znaczenia. Ot może ten kawałek pizzy pochłonięty po drodze.
OdpowiedzUsuńmoże ktoś zwolni i otworzy oczy, kiedy przeczyta jak fascynująco być może, kiedy zamiast nudnej obojętności poświęci chwilę na zauważenie rzeczywistości.
UsuńTrawa rośnie tak cicho. Pozostawiła po sobie przeciąg czerwca
OdpowiedzUsuńLipiec dusi się ciężkim p
powietrzem wypoczynku
Schnie z tęsknoty za spokojem września
Uwielbiam Twoje słowne przeciągi
słowne przeciągi... egzotyczne określenie. obyś się nie przeziębiła.
OdpowiedzUsuńJestem bogata cieleśnie, a jakoś te ubogie mi nie zazdroszczą. Jak to jest?
OdpowiedzUsuńmoże nie zauważasz? albo są bardzo dyskretne i nie wyrażają tego wcale? może faceci zbyt rzadko mają odwagę przyznać się, że ubóstwo materii wcale nie jest tak rozkoszne, jak przekonują kolorowe czasopisma?
Usuń