Do autobusu wsiadł facet
trzymający pod pachą dwie kule. Jego aura opanowała wnętrze niemal w tej samej
chwili, kiedy drzwi się zamknęły. Ocet. Pot i ocet. Plus brudu więcej niż
trochę. Rozejrzałem się, ale ludzie wokół zamknęli zmysły w wewnętrznych
światach i tylko dzieci w wózkach przewracały oczami szukając zaczepki, bo
ciekawość gnała ich zmysły w świat szeroki tak bardzo, jak tylko wzrok pozwala.
Nazwałem go roboczo Sumakiem, bo to drzewko niskopienne i ma w nazwie epitet
„octowiec”.
Młoda pani, obcięta na
krótko, ale na tyle interesująco, że fryzura podkreślała urodę twarzy usiłowała
wpasować nerki w metalową rurę, która miała służyć za poręcz i uchwyt dla
stojących pasażerów. Ciało miała okryte co najwyżej oszczędnie – tyle, żeby
intymnością nie podrapać co bardziej pruderyjnych sumień. Klapki na bosych
nogach, kusa spódniczka i bluzeczka na bardzo długich ramiączkach nieudolnie
ukrywająca biustonosz. Gdyby nie on mogłaby udawać chłopca, któremu zarost
jeszcze nie wyrósł i miał kłopot z dokończeniem mutacji, ale wielowarstwowa
tkanina usiłowała nadrobić niedostatki tkanki tłuszczowej na tyle sugestywnie,
że wątpliwości płciowe rozwiało dokumentnie. Nie wiem czemu zdawało mi się, że
jej głos będzie mi przypominał oset. Kłujący, drażniący i ekstremalnie
zaborczy.
Patrzyłem, bo to (jak
mniemam) robić potrafię. Autobus natrząsał się z pasażerów na ulicznych
nierównościach, starsze panie wzdychały, młodzież skupiona na klawiaturach dotykowych telefonów ignorowała otoczenie, a mamy pilnowały pociech wykorzystując drobne chwile na wymianę
uśmiechów pomiędzy sobą. Nie minął pierwszy zakręt, kiedy Oset podszedł do
Sumaka i wdał się w pogawędkę, nie zauważając zgoła intensywności aromatu, od
którego niektóre emerytki próbowały teatralnie zemdleć, lub wysiadały przystanek wcześniej
niż potrzebowały.
- Cześć! – powiedziała Oset – Dajesz radę?
- Mmm – Sumak wydawał z
siebie dźwięki niepojęte, ale zrozumiałe dla Osta. Wzrokiem pokazał dziewczęce
ramię, na którym konturem była zaznaczona bogata grafika podskórnej iniekcji
tuszu.
- To nieskończone, ale
będzie, ma być, tylko na raty i trzeba poczekać na efekt końcowy – Oset wyjaśniał
precyzyjnie i bez nerwowości, a Sumak mruczał swoje rozumienie świata. Czekałem
cierpliwie na ciąg dalszy, przystanki przewijały się anonimowo, jechałem ja i
oni, a oprócz nich wszyscy inni, o których mogłem tylko jedno powiedzieć, że
byli i że pojawiali się i znikali wystarczająco dyskretnie, żebym ich nie
zarejestrował zmysłami. Sumak mógłby być dziadkiem Osta, albo bardzo późnym
ojcem, ale medycyna zna już tego typu przypadki i nie jest to aż tak wielką
ekstrawagancją. Oset cały w odprasowanych beżach nie wstydził się zbliżyć całym
ciałem do dżinsów, których błękit zbrukany był nocami spędzonymi byle gdzie i
jeszcze bardziej wyświechtanej góry malowniczo ozdobionej medalami plam.
Miałem podglądać dalej,
myślałem, że nic mi nie zaszkodzi pojechać jeszcze i jeszcze, bo miasto małe, a
koniec trasy bliski i mógłbym, jednak wyskoczyłem z autobusu, dość niegrzecznie
pomiędzy nimi wysiadając, jakbym był ostrzem tnącym nic dialogu. Mogłem udawać, że upał i smród wygnały mnie z
wnętrza, albo, że się mi znudziła obserwacja. Ale ja nie dlatego. Ja wymyśliłem
sobie, że oni wysiądą wspólnie, może nie razem, ale obok siebie, staną na
przystanku, albo wejdą do spożywczego i wyjdą z niego z kromką chleba i butelką czegoś zimnoprocentowego, żeby kontynuować gawędę, a ja nic więcej zobaczyć już
nie zdołam. Oset będzie mówiła pięknymi zdaniami, a Sumak będzie mruczał swoje nadzieje i wątpliwości.
A skoro tak, to wysiadłem, bo
całą resztę mogłem sobie dośpiewać i wymyślić i dorobić im wczoraj i jutro, a
nawet wspólne dzieje, gdyby mnie aż tak poniosło. No i mieliłem kroki w pyle i
upale, pośród budów, korków ulicznych, słońca piekącego i dzieci spragnionych
większej niż zwykle uwagi. I wciąż myślałem, co się musiało stać, żeby taki
wyprasowany, beżowy, młodziutki Oset z niedokończonym tatuażem i nagimi udami
powiedział „cześć” Sumakowi, który od świata opędzał się kulami i śmierdział
jak miejski szalet zapomniany przez wszelkie służby porządkowe.
A przecież był taki Oset i
był taki Sumak – ba! Byłem taki ja, który to zauważył. I sam już nie wiem, kim
chciałbym, żeby był Sumak dla Osta, bo to powoduje komplikacje i nieuchronność
ciągów bliższych i dalszych. A ja nie wiem, czy oni tego chcą. Może wolą się
napić piwa na zacienionej, parkowej ławeczce?
Ich zażyłość może być równie nietypowa, jak różnice w wyglądzie i wieku, dobre pole dla wyobraźni...
OdpowiedzUsuńbardzo intrygujący widoczek.
UsuńŻe o intrygującej woni nie wspomnę.
Usuńi rozmowie.
UsuńNiecodzienny widok. Nie wiem czy długo bym wytrzymała, takie zapachy źle na mnie działają.
OdpowiedzUsuń"Autobus natrząsał się z pasażerów..." bardzo udane.
kocie łby dostarczają wrażeń pomimo resorów.
UsuńNiewykluczone, że Oset mogła znać Suma z dzielnicy. Wcześniej zauważając, że człowiek nie jest problemowy, a tylko nieszczęśliwy (a może aż), zwróciła się z pomocą i gawędą jakby nigdy nic i niewykluczone także, że faktycznie wysiedli na tym samym przystanku. Bez pokrewieństwa, bez szczególniejszej zażyłości, ot tak po sąsiedzku.
OdpowiedzUsuńcóż - gdy wysiadałem zostały już tylko dwa do końca trasy. szansa, że wysiedli razem była nawet większa niż 50%, bo oba przystanki znajdują się na styku jednego obiektu - dworca i w zasadzie nie ma różnicy, gdzie się wysiądzie.
UsuńMoże dziewczyna wracała z wykładów. Studiuje psychologię społeczną i mieli akurat na tapecie temat "Empatia".
OdpowiedzUsuńmusiałaby chodzić na te wykłady coś około kilku lat. wydawało się, że znają się coś więcej niż pobieżnie.
UsuńMuszę zacząć jeździć komunikacją miejską, gdyż stanowczo zbyt dużo mnie omija, a że węchu prawie nie posiadam, to i z sumakami sobie poradzę.
OdpowiedzUsuńmożna też spacerować - octowcy spędzają mnóstwo czasu na "świeżym powietrzu".
UsuńTyle, że ja szybko chodzę, więc wszystko mi umyka:)
Usuńto rozpędź wzrok - podobno nie ma nic szybszego od światła. patrzenie, to konsumpcja światła i przetwarzanie (co ja tu fotografa pouczam - żenada)
UsuńRozpędź wzrok i znajdź 10 szczeg … a to nie. Coś mi się pomyliło.
Usuńszybkość spaceru przy leniwych oczach jest kłopotem. w pozostałych przypadkach nie.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"W pokrewieństwie dusz metryka nie ma znaczenia. Ich siedzibą jest niebo, a ciała mogą je tylko obserwować."
("Zapiski z Martwego Domu" - F. Dostojewski)
Pozdrawiam:)
w każdym bądź razie - owo pokrewieństwo nie było oczywiste.
Usuń