środa, 6 czerwca 2018

Monolog z obeliskiem.


Widziałem ciebie. Przedwczoraj widziałem, ale podchodzić nie chciałem. Ani wspominać o tym widzeniu wcześniej, żebyś się nie obawiała, żebyś nie ukryła się w ciemnej szafie, czy pod schodami, drżąca, skulona i z obłędem w oczach, że mimo twoich wysiłków ktoś zauważył twoją obecność. Teraz, gdy minęła chwila może zaufasz mi, że nie chcę zdradzić się z twoją obecnością pośród ludzi, że ta informacja nie wypłynie i nie dotrze do złowrogich uszu i nie spowoduje następstw katastrofalnych.

Stałaś wystraszona i rozglądałaś się z niepokojem, pośród ludzi zbyt wielu i za bardzo obcych. Chociaż rozum mówi, że obcy pośród tłumu krzywdy raczej ci nie zrobi, to jednak stałaś w postawie obronnej i rozglądałaś się z niepokojem, gotowa krzykiem zareagować, gdyby ktoś naruszył twoją strefę intymności. Z boku, w cieniu i przy ścianie piaskowcem wyłożonej, żeby mieć zaplecze bezpieczne. Żeby nikt nie podszedł znienacka i nie schwytał cię za ramię, czy pośladki.

Tabuny młodocianych wycieczek kłębiły się w słońcu i opanowywały oś deptaka hałaśliwie i arogancko. Królowie życia rywalizowali z księżniczkami jednonocnymi, z pychą na obcasach i wiadrami mięśni polerowanymi na siłowniach. Tumult hormonów przepychających się do życia na witrynach, na stronach głównych i pierwszych pozycjach wyszukiwarek.

Pośród tej autopromocji zuchwałej, wyszczekanej i głodnej zauważenia, stałaś ty, starając się wtopić w cień fasady i pozostać niewidzialną. Nawet ubrana byłaś w popiele, czernie i szarości. Zupełnie jak cień gęsty i bezduszny. Na żadną spódniczkę, czy dekolty nie odważyłaś się, chociaż słońce potrafiło rozebrać najbardziej konserwatywne starsze panie przyzwyczajone do dzierganych na drutach beretów i własnych kolan czołobitnie penetrujących posadzki licznych kościołów.

Wiem, że się nie przyznasz, ale włosy ścięłaś krótko, na ciemnego, gęstego jeża. W dwa palce miałbym kłopot jeden włos złapać, a gdybym trzy dni z rzędu się nie ogolił, zapewne osiągnąłbym zarost bardziej rozpasany.

Parada japońskich, a później niemieckich emerytów, z głowami schowanymi w wizjery kamer, albo w szczytowe fragmenty elewacji, przeszła szczebiocząc zachwyty i palcami wskazując co bardziej wyszukane detale. Przemknęły młode miłości, nietrwałe, fałszywe, układy biznesowe, przyjaźnie pomimo wszystko i światu na przekór, ekonomicznie wynegocjowane ekstazy z dostawą pod wskazany adres, damsko-żeńskie przytulanki i pocałunki zbyt odważne na szkolną przyjaźń, psy, pisklęta ludzkie wszelkich maści, laseczki obciągnięte bielą lakieru, albo zasuszone w bambusowej sztywności, wózki nie raczące pisnąć nawet nieśmiało mijały cię bez echa, choć w środku grzechotało niemowlęce szczęście i ciekawością własną rozczulało dorosłości, które już zapomniały, że świat jest niezwykłością.

Stałaś jak pomnik trwogi. Spłoszona ciałem i umysłem, pełna bojaźni – nie bożej absolutnie. Ty… bałaś się ludzi. Nie... Nie ludzi – ty się bałaś męskiej niegodziwości. Musiała minąć chwila, żebym to dostrzegł, że twoje ciało napina się mocniej, że na wydechu usiłujesz ukryć piersi pod żebrami, żeby nie wystawały ani odrobinę, żeby się skurczyły i schowały w klatkę żeber i otuliły serce tłukące się w panice, kiedy mija cię choćby niedojrzały testosteron.

Skamieniałem z niedowierzania, jednak coś we mnie trzymało mnie za kostki i odradzało ruch w twoją stronę, przekonując, że doprowadzę do paroksyzmu lęków, kiedy tylko dostrzeżesz mój zamiar. A dostrzeżesz natychmiast, bo lękiem spacyfikowałaś już przestrzeń wokół siebie lepiej, niż ta pani skąpana w kwiatowych perfumach, żeby unicestwić każdą zewnętrzną woń i smak.

Nie wiem, czy to talent jest, czy upośledzenie, jednak widziałem, jak tężeją ci łydki, kiedy przebiegał obok chłopczyk, któremu wiatr porwał z dłoni balonik, ale ty już wiedziałaś, że za nim w pościg ruszy dorosły samiec, więc sparaliżowana trwałaś jak granitowy obelisk i nawet oddychać nie chciałaś, żeby nie zarazić się męskim aromatem.

Powiedz mi proszę. Nie dzisiaj, nie jutro – kiedykolwiek mi powiedz – jak długo żyjesz w ciemnej szafie? Dlaczego? Czemu włosy ścięłaś i starasz się zostać mgłą, którą minie każde życzliwe zainteresowanie? Skąd aż tyle niewiary? Jak wielką musiała być krzywda, żeby mięśnie instynktownie reagowały na samo domniemanie? Kto złamał delikatność i zaufanie do świata? Nie chowaj po kieszeniach ogryzionych paznokci, spierzchniętych ust nie powstrzymuj od mówienia.

Jeśli masz kłamać, to nie mów wcale – ta fryzura nie była demonstracją siły. To był akt rozpaczy. Schowałaś się we wrogim obozie, żeby przetrwać, bo pod latarnią najciemniej. Schowałaś się, jak drzewo w lesie. Strój był kamuflażem i nawet nie udaję, że potrafię wyobrazić sobie, jak wiele czasu spędziłaś przed lustrem, żeby osiągnąć taką niepozorność.

Stałaś tam… W cieniu… Wystraszona, ale przecież wyszłaś wreszcie z szafy… Tej jedynej, której ufasz… Widziałem ciebie, jak drobisz w miejscu kroczki w miękkim obuwiu, żeby uciec, gdyby twoja ekstrawagancja miała eksplodować strachem, a nogi dojrzały do ucieczki. Potrafisz biec? Krzyczeć? Bronić się? Oboje wiemy, że nie… Ale nie bój się – nie powiem nikomu…

22 komentarze:

  1. Kobiety na ogół zmieniają wizerunek, gdy chcą się odciąć... coś zamknąć, definitywnie zakończyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. interpretacja dowolna. grunt, żeby działało.

      Usuń
    2. chyba zadziałało, skoro za włosy nie mogłeś (już) chwycić.

      Usuń
    3. nawet nie chciałem.

      Usuń
  2. Aż dziwne, że w ogóle opuściła bezpieczną strefę, czyżby terapia zaczęła działać? krótko obcięte włosy to może jakiś rodzaj buntu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. życie bywa. to dobre stwierdzenie.

      Usuń
    2. Najbardziej przerażające są męskie fryzury, jakie robią sobie kobiety.

      Usuń
    3. to był jeżyk. bardzo gęsty i bardzo krótki. ciemny. wyglądał jak trzydniowy zarost.

      Usuń
    4. Makabra. Jak w Auschwitz po tyfusie.

      Usuń
    5. moje widzenie było jednostkowe.

      Usuń
    6. Od kobiet z męskimi fryzurami roi się na ulicach. Obrzydlistwo.

      Usuń
    7. i długowłosi faceci z końskimi ogonami - jeszcze gorzej

      Usuń
    8. Niekoniecznie. Od jasno- i długowłosych pachnie dzikim samcem!

      Usuń
    9. wybacz - nie wącham facetów, kiedy nie muszę.
      to pewnie skaza, ale jestem hetero.
      dziczyznę lubię na talerzu i dobrze przyprawioną.

      Usuń
    10. Niewąchanie samców wybaczam - dziczyzny na talerzu nigdy!

      Usuń
    11. trudno. będę musiał jakoś z tym żyć.

      Usuń
    12. to już ode mnie nie jest zależne. samo się zrobi.

      Usuń
  4. Pierwszy krok zrobiony, ale jakże niepewny. Twój opis to uosobienie depresji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ofiara prześladowań może - ale widziałem ją na chodniku.

      Usuń