poniedziałek, 8 listopada 2021

Prasówka cd.

 

1.  Poradnik dla ekstremalnych wędkarzy.

Przodkowie mawiali, że w stawie zawsze pływa większa ryba. Dziś największa ma białoruskie DNA. A jeśli ugryzie cię w prawą nerkę – wzorem Chrystusa – nadstaw lewą! Nawet Bóg jednak nie przewidział, że wschód potrafi być tak głodny, by po konsumpcji zapytać:

- Tylko dwa udka? Róża wiatrów ma zdecydowanie więcej ramion.

 

2.  Złotousty.

Pan prezes, specjalista od sukcesów bezapelacyjnych cierpi na drobną skazę, bo natura zaledwie dąży do ideału, nie osiągając go nigdy. Dlatego, mówiąc o wyjątkowych w skali świata sukcesach uśmiecha się dyskretnie lewitując ku prawej stronie, jednocześnie karając lewicę grymasem bezkresnego obrzydzenia. A odsetki centralne rosną szybciej niż „Mury” poety Jacka. I nie wnikam, czy ów Mistrz nad Mistrze jest ślepy i  się mu trafiło, czy też ma w zeszycie pierwszoklasisty dedykację z autografem najjaśniejszego:

- „Per aspera, ad astra”!

 

3.  Emocje.

Internet do białości rozgrzewa informacja, że lada godzina  nadwiślańscy (jak wynika z danych ZUS) herosi stoczą epicki pojedynek z Kopciuszkiem, który to pojedynek zaświeci niegasnącą zorzą nad firmamentem sportu III RP. I kolejnych także, bo przecież wiadomo… A historia zna przypadki, w których wielki inaczej Dawid z wielkim jak najbardziej Goliatem… ech – nie odbierajmy marzeniom ich światła. Cały ogień na laleczkę!

 

4.  Wytrwałość.

Pani znana bardziej z zaników kubatury tkanki tłuszczowej, zbliżonej do mięśniowej atrofii, zakulisowymi wysiłkami grafików chwali się, że na interakcje bezpośrednie z własnym facetem przyjdzie jeszcze czas. Choćby trzeba było poczekać na podrasowane niusami pięćdziesięciolecie pożycia, którego być może dozna małżonek, wykupując przed czasem zapas niebieskich pastylek z aptek całej Warszawy. Nawet tych opozycyjnych. I spożyje je na bezludnej wyspie gdzieś pośród karaibskich nocy pełnej westchnień, sugerujących, że to już nie to samo, co niegdyś (kiedy wróble ważyły po 15 kg i na śniadanie tradycyjnie zjadały tatara z niedorosłych tyranozaurów. Byle umowny paparazzi nie stanowił zagrożenia dla budżetu planowanej na lata inwestycji w popularność.

 

5.  Epidemia.

Wstrząsające wieści dochodzą z frontu walki z rzekomym wirusem – trzy osoby (jak głoszą oficjalne media) padło w wyniku niszczącej siły wybryku, jaki ponoć wydostał się tylnymi drzwiami ze sterylnie czystych chińskich laboratoriów. Tymczasem, na drugiej stronie zebranych statystyk można zaleźć lakoniczną wzmiankę, że nowotwory (naprawdę robimy, co możemy od kilkudziesięciu lat) pożera dziennie zaledwie 250 osób z polskim dowodem. A tych, którym przyszło przegrać wojnę z układem krwionośnym jest (bagatela) zaledwie 350 – dzień w dzień, bez czarnych piątków i wolnej soboty. Staramy się umniejszyć szkodliwość drugoplanowych wątków, żeby skupić się na wrogu publicznym numer jeden – świadczy o tym choćby fakt, że sześć niezależnych korporacji zakasała spódnice, kalesony itd. I już dzisiaj za pięć stówek sprzeda każdemu (bez względu na rasę, wyznanie, płeć i seksualne preferencje) własny produkt, pod warunkiem, że kupujący uwolni sprzedawcę od odpowiedzialności za produkt, dumnie ometkowany logiem wytwórcy. Najwyższy czas upić się i uciec w Bieszczady – może jakieś alternatywne kierunki? Bo tam… wszyscy się nie zmieszczą.

 

6.  Najtrudniejszy pierwszy krok.

Kiedy Minister Sprawiedliwości „negocjuje” z prawomocnym wyrokiem sądowym, marszczy mi się skóra na dupie. Mówiąc kolokwialnie – boję się.

 

7.  Dołek w piasku.

Każdego roku zimowe roztopy samoistnie spływają ku zlewni Odry i Wisły – wtedy wszystko jest ok, choćby pół Opola utonęło, przy okazji topiąc księgi wieczyste m. Wrocław. Kiedy jednak w środku lata część wód głębinowych wybierze ścieżkę ku północy, wtedy Czesi podnoszą larum. I nie dziwię się im – wśród nich TEŻ jest mnóstwo patriotów. Ale nas jest więcej! I Turów jest zaledwie sugestią dla wód podziemnych – nikt ich nie zmusza.

 

8.  Narkotyk.

Jak trudno zdać sobie sprawę, że TV, to narkotyk? Niemal niemożliwe. A przecież już teraz oficjalne media informują, że nie każdy odbiornik da radę, kiedy właściciele stacji nadawczych zmienią standardy. Zmienią? A czemu nie? Zamiast pogadać z dziećmi, czy partnerem płci preferowanej – łatwiej jest kliknąć pilotem i prócz prozaicznych własnych przygód, przeżyć bogatsze, cudze. Albo pozwolić omamić się erudytom z portali informacyjnych, czy plotkarskich. Coraz trudniej uwierzyć, że dzisiaj narodziło się na analogowych, zwierzęcych instynktach. Kupujmy nowe odbiorniki, bo komuś na górze najwyraźniej zabrakło „na waciki”!

 

9.  Zwierzątka.

Nie byłbym chyba człowiekiem, gdybym nie był wrażliwy na los przyrody. I tej, co z sedesu potrafi wychynąć szczurzym wąsem, albo wężem boa, względnie borsukiem, posilającym się nocami w opłotkach miasta w centrum Europy, czy nawet dzikami, które zamiast uszlachetnić obiadowy talerz ozdobione plasterkiem marchwi, wałęsają się po śmietnikach, strasząc nocnych marków i stawiając do pionu służby specjalne. W takich warunkach informacja, że człowiek uciekający przed rozwścieczonymi pszczołami skrył się w potoku, gdzie zjadły go żywcem piranie, wydaje się ledwie czubkiem góry lodowej.

 

10.             Reklama.

Ratunku! Wciąż mam wrażenie, że wrażenie jest ważniejsze od faktów. Wspominam siwiejącego sprzedawcę w sklepie drogeryjnym, który mówił, że ogląda wiadomości pomiędzy sportem, a prognozą pogody, bo wtedy wie, jaki proszek do prania będzie jutro sprzedawał. Nie zamierzam wymieniać żadnej z reklam – ale czuję się podle. Mam wrażenie, że poziom reklam, dedykowany poziomowi domniemanego odbiorcy jest już poniżej granic tolerancji. Szwedzki supermarket pozwala sobie na cykliczną ofensywę, po obejrzeniu której MUSZĘ stanąć przed lustrem i zadać sobie pytanie – kto jest normalny. Nie ułatwię Wam odpowiedzi, nie chcę nic sugerować, ani indoktrynować. Ratunku!

2 komentarze:

  1. Telewizja reklamowa, sprawiedliwość Ziobry, kultura Terleckiego, kompetencje Glapińskiego, świętość Rydzyka, naiwność obywateli- oto Polska właśnie!

    OdpowiedzUsuń