piątek, 5 listopada 2021

Ekstrakty cz. 39

Upadły anioł.
    Biegł przez deszczowe miasto, delikatnie w dłoniach kryjąc ostatnią iskrę nadziei. Biegł ze wzrokiem wpatrzonym w przyszłość, gdy potknął się na nierówności chodnika. Nim zaklął – leżał z rozbitym nosem w kałuży, a iskra sycząc z wściekłości właśnie gasła.

Fantazja.
    Nim dotknęła mojej twarzy, zamknęła oczy. Jej czoło powoli wygładzało się, a na usta wybiegł uśmiech, kiedy jej palce stoczyły się po szyi ku obojczykom i niżej. Nie wiem, kogo we mnie dostrzegła, ale otwierała się, jak nigdy wcześniej.

Spadek.
    Wieczór już siedział mi na ramieniu, gdy z wierzbowej głowy wyciągałem wilgotne próchno. Na ubogiej ziemi taki nawóz to skarb. Nim sięgnąłem twardego dna łopata uderzyła w coś dudniąc głucho.

Duchy.
    Poprosiłem córeczki, żeby nazbierały świętojańskich robaczków na lekarstwo dla umierającej matki. Posłusznie wybiegły w noc, stópkami znacząc drogę do świętego dębu i w nocnych koszulach łapały owady, chowając żywe do słoików. Jedna z córek nie wróciła do domu, lecz matka wyzdrowiała.

Apetyt.
    Mieliśmy zostać braćmi krwi, więc stanęliśmy nad miednicą i wyciągnęliśmy ręce ku wspólnej miłości, która żyletką przecięła nadgarstki. Krew zakipiała w ranach i popłynęła wartko, nie dając się zatamować. Nim straciliśmy przytomność dostrzegłem, jak wybranka chłepcze zmieszaną krew wprost z miski.

2 komentarze: