środa, 10 listopada 2021

Tam i z powrotem.

    Zanurzyłem się w mrok bez pojęcia. Pozwoliłem nogom mielić sekundy, czy kilometry, a sam wdychałem wilgoć jesienną, schłodzoną wybornie. Uliczne latarnie malowały na asfalcie nieskomplikowaną galaktykę, pośród której łatwo było nie zabłądzić, nawet, gdy myśli skostniały wokół gęsiej skórki na wysokości łydek. Nos uparcie donosił, że gdzieś w nieskończonej ciemności palą się śmieci, otulając płuca smrodliwym ciepłem. Podwórkowe psy musiały wyżebrać u swoich władców noc przy kominku, bo nie zaszczekał żaden, by pochwalić się, że czujny jest mimo nocy i wilgoci, od której tylko patrzeć, jak wyrosną perłowe stalaktyty wiszące ponad wąsem. Samochody drążyły tunele w ciemnościach zawzięcie mrucząc jakieś kołysanki i znikały w bezkresnym apetycie. A kiedy na niebie pojawiła się drżąca niepewnie kreska dzieląca noc od dnia – wróciłem.

2 komentarze:

  1. Ale dlaczego wróciłeś?
    Świt najlepiej oglądać z okna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiedzmy, że wróciłem, aby napisać. żeby nie zginęło w odmętach niepojętych sieci neuronów. sporo rzeczy tam już pogubiłem. a o tym, że się gdzieś było wiadomo dopiero, gdy się wróci. więc wracanie jest koniecznością.

      Usuń