czwartek, 4 listopada 2021

Przed burzą.

 

Wczorajsza noc zapomniała się najwyraźniej i chyba odrobinkę zdrzemnęła się pod żywopłotem zamiast odejść trwale, lecz znów wstała i nieco pijana zatacza się pomiędzy latarniami. Aż duszno od tej ciemności, w której wrony wyglądają na kolorowe. Sikorki chowają się na balkony i depczą ziemię w skrzynkach pełnych zmarzniętych kwiatów. Drzewa miodopłynne, mokre, pachnące suszem nawilgłym, straconym dla jesiennej urody płowieją i linieją bez przerw. Wiatr przelicza owoce na pigwowym drzewie, dziwiąc się, że to zajęcie sięga już arytmetycznych możliwości przedszkolaków. Kloszardzi objuczeni łupami zmierzają ku punktom zbytu, starsze panie zaniepokojone aurą pospiesznie kończą zakupy, by skryć się w zaciszu domowych wspomnień. Pies gonił właścicielkę, a bioderkami kręcił tak zalotnie, że nawet Afrodyta mogłaby pozazdrościć mu wdzięku. Spuchnięte, fioletowe śliwki prężą się na straganach, za nic mając rumiane buraki i wielobarwnie pokraśniałe jabłuszka. Skrzeczy sroka walcząca o zachowanie równowagi na sosnowej gałęzi. I nawet samochody jeżdżą dziś na paluszkach, jakby bały się zakłócić ciszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz