Dżokej w krótkich gatkach kontrolował poziom Rzeki. Inni fotografowali wyrastające nad nią zabytkowe kamienice i sterczące ponad nimi kościelne wieże. Dwa worki z piaskiem podpierają portal cerkwi i chyba są w sobie rozkochane na zabój, bo przytulają się, a innego sensu ciężko się w tym działaniu dopatrzyć. Nieco dalej trzy inne worki strzegą zamkniętych wrót Caritasu. Rzeką płyną drzewa i trzciny, jakieś zapodziane, plastikowe sitko kotłujące się w wirach świadczy chyba o odległym dramacie. Pod młynem, na filarze gromadzą się śmieci. Wreszcie uderza weń spory pień z kilkoma bezlistnymi gałęziami i grzęźnie tam popychany przez wodę. Tylko patrzeć, jak spowoduje zator.
Kaczki fruną w górę Rzeki, jakby zamierzały minąć powodziowe fale i osiąść na spokojnych (?) wodach gdzie tragedie wciąż spływają z mokrych oczu. Elegancki klucz łabędzi podąża ścieżką wytyczoną przez kaczki. Może to jakieś rozwiązanie?
Gdzieś tam, wody jak dla arki Noego, a u nas nawet rowy suche...
OdpowiedzUsuńi niech tak zostanie.
UsuńPróbuję wyobrazić sobie kulawą kulę. I te kule, o których się porusza. Czy one się toczą? A kulawa ma wklęsłości czy wypustki?
OdpowiedzUsuńnie wiem - nie jestem ortopedą (okulistą?), a już na pewno nie od ciał kulistych.
Usuń