Strawiłem marnie letnią kanikułę i za nic mi żale wszelakie. Najwyraźniej utracjuszem jestem wyrafinowanym i cynicznym. Wróciłem do Miasta, a tu żar leje się z nieba, a odbijając od asfaltowych rzek zwielokratnia się i tężeje w lepki syrop. Nie mając zwierciadła wielkiej drgającej kałuży pogrąża się w monotonię pulsującego upału i wszystko zdać się może fatamorganą. Jednak wróże ze służb meteo obiecują, że to już końcowy paroksyzm i za chwilę wiatr i woda wezmą w posiadanie to Miasto spocone i tych mieszkańców ocalałych po przejściu przez pustynię. Już teraz wiatr zaczyna potrząsać koronami drzew, a solarne latarenki drżą na myśl, że koniec okresu dokarmiania bliski. Za to psom i ptakom nieco lżej na duszy i nie muszą dyszeć, by zachować resztki życia.
Nęka mnie od dwóch lat jakiś spamer cyrylicą. pod jeden ze starych postów wkleja non stop jakieś bzdury - usuwam regularnie, bo jest tego zatrzęsienie. a dziś, omyłkowo usunąłem komentarz jak niżej - przepraszam.
OdpowiedzUsuńNo,...wreszcie.
Jesień ulubiona. Kąpiele w deszczu, wiatry, pioruny i błyskawice nad jeziorem. Gorzej z ognichem, ale kuchenka z felg zdaje egzamin. Zamiana-zwijamy przeciwsłoneczny żagiel na przeciwdeszczowy...i na boso. Coraz mniej dyszę z rana...
R.
i grzyby. pamiętać o grzybach!
UsuńSama nie znoszę upałów, ale wolę lato od jesieni i zimy... Najpiękniejszą porą roku jest dla mnie wiosna.
OdpowiedzUsuńmi bliżej ku jesieni.
Usuń