sobota, 22 listopada 2025

Czekolada bez nadzienia jest beznadziejna?

 

    Pole kukurydzy wysprzątane po żniwach odsłania kryjące się w chwastach ule. Jabłoń w przydomowym sadzie pilnuje dzieci, choć nie uchował się ani jeden liść. Za to żółciutkie jabłuszka kurczowo trzymają się gałązek, żeby nie stłuc brzuszków o zmarzniętą ziemię. Podziwiam kolejny z miejskich absurdów. Na poczet inwestycji której rozmach widać dopiero z lotu ptaka (z ziemi widać jedynie chaos) remontowany był z mozołem wiadukt kolejowy nad drogą. A kiedy się skończył, reaktywowano pociąg w relacji bardzo turystycznej i okazało się, że ten pociąg nie mieści się na wiadukcie i jedzie obok niego! Rogatki zacinają się częściej od innych, co destabilizuje tę ptasią inwestycję kompletnie, doprowadzając mieszkańców do furii.


    Kobieta siedząca za kierownicą SUVa na światłach ćwiczy całuski i sprawdza w lusterku, jak wygląda z dzióbkiem. Młoda „alternatywka” z fioletową grzywką ciętą od linijki i brwiami wyostrzonymi lepiej niż księżyc w noc przed nowiem uda okryła koronkami, skwapliwie pilnując by spódnica i płaszcz nie władowały się koronkom na kolana. Blada była przy tym, jakby jechała na ścięcie, a przecież wysiadła przy galerii handlowej, wybranej ongiś na miejsce spotkań nieoczywistych piękności. Ja przysiadłem się do pani, która wiekiem nie odbiegała ode mnie, a nogi miała takie, że gdybym chodził na podobnych poważnie zastanowiłbym się nad miniówką. Pani nie musiałem nic podpowiadać – mała czarna, stylowa, klasyczna i nieśmiertelna.


    I kolejne wieści o „długich rękach Kremla”, a raczej długich pieniądzach, bo ręce całkiem kozackie dopuszczają się koszmarnych czynów – przynajmniej tak głoszą oficjalne wieści. Nie ma tygodnia, by w Polsce nie płonęły zakłady, magazyny, hale. Kiedy zobaczyłem tłusty dym nad Miastem pomyślałem, że to kolejny drań bawił się zapałkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz