wtorek, 29 czerwca 2021

Malowani ludzie.

 

Sroki, w zaciszu młodego, rozgałęzionego dębu przekomarzają się całym stadem. Widać nie wyszedł im skok na zapomniany balkon, czy słabiej od innych pilnowane gniazdo, więc poszukują winnego porażki. Lipy smętnie zwieszają gałęzie na parkany i płoty, pocąc się lepko i obficie. Ludzie, porozbierani po kres wstydu idą powoli, bo na pośpiech stać tylko osoby wyjałowione z ciał. Mijam młodego faceta, który zamiast się opalić wytatuował całe ciało, stając się słupem ogłoszeniowym, czy też mieszaniną obrazów rodem z kalejdoskopu snów pełnych obłędu. Chwilę później minąłem panią schyloną nad zakupami, której ramiona, uda, dłonie i plecy dopiero usiłowały dogonić rozbuchanie artystyczne na ciele faceta. Starsza pani z dekoltem siną barwą trwale wykłutych ozdób, odwracających uwagę od piersi, wyglądała jak czerstwa pisanka, inna, choć z kształtów zachwycająca, pomalowana była wystarczająco, żeby stłumić wszelki zachwyt. Nie potrafię zrozumieć idei, każącej niszczyć cud ciała demonstracją czegokolwiek. Podobnie czynią gówniarze, wycinając w pniach drzew, albo deskach parkowych ławek pierwsze, niedojrzałe uczucia, jakby mniemali, że dzięki temu staną się trwalsze, szlachetniejsze i godne zauważenia. Błeeee… Okropieństwo!

2 komentarze:

  1. Tak lubię najbardziej... już Ci to pisałam że taka forma Twojego pisania jest mi bliska i szukam tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to tylko obrazek ze spaceru do sklepu. nic wielkiego. zwyczajny dzień z otwartymi oczami.

      Usuń