poniedziałek, 18 lipca 2022

Tnąc magistrale Miasta.

 

Pani pełna kobiecości wyczyniała coś dziwnego z brwiami. Wewnętrzne części ściągnęła głęboko między oczy, a zewnętrzne uniosła wysoko. W rezultacie efekt finalny wyglądał tak, jakby jej na nosie usiadł kruk i przeciągał się po długim śnie. Na chodnikach tłoczyły się ruchliwe pośladki w opiętych dżinsach i żylaści faceci na rowerach. Na niebie chmury wysypywały się z niewidocznego źródła położonego nieopodal wstającego słońca. Nad fosą liniały platany, a na skwerach wabiły wzrok kontrastami jarzębiny, sumaki i bożodrzewy. Wciśnięty pomiędzy kamienice kościółek wyglądał jak grafitti namalowane na wypłowiałym tynku jednej z fasad. Kierująca tramwajem matrona w białej koszuli i czarnym krawacie nieustannie przypominała mi o mijanych postaciach przepołowionych tymi kolorami i wyglądającymi na figury z tej samej połówki szachownicy – teraz, rozsypane po Mieście w poszukiwaniu wrażego króla. Mijam panią pachnącą pudrem usiłującym ukryć blizny na twarzy i piękność w rozmiarze z wysokiego krańca odzieżowej numeracji. Na zmarzniętym udzie kolarki dostrzegam siniaczka w kształcie „oka proroka” – tylko barwy nie zdążyły dotrzeć do pierwowzoru. Pod żywopłotami w porannym słońcu wygrzewają się pieczarki, a martwe drzewa w parku przypominają mi, że nic nie trwa wiecznie.

2 komentarze:

  1. Chwała naturze za platany, rozłożyste bardzo, to i sporo cienia dają!

    OdpowiedzUsuń