Ugrzęzłem w koleinach rzeczywistości, a grawitacja
chwyciła mnie za gardło i trzyma tuż przy sobie. Zaborcza taka. Brnę. Bez
zabezpieczenia. Jak przez dżunglę ze słów nieprzychylnych. Jedne milczą, inne
obserwują czujne i syczące jakieś toksyczne spółgłoski. Poczułem się opluty.
Wymięty. Znoszony, jak kapcie, które stoją obok fotela, bo uzyskały prawo do
lokalu przez zasiedzenie. Razem z fotelem zresztą. Ostatecznie – dywan, nie
jest najgorszą „miejscówką”. Mogłem trafić na zimną taflę kafli, albo uświnioną
wycieraczkę.
Mimo to brnę, bo „nawet świni wolno patrzeć w gwiazdy”.
Podobno gdzież POZA jest coś więcej. Bardziej. Inaczej.
Skosztowałbym (pomyślałem); wtedy koleiny okazały się
zbyt stromymi ścianami.
z kolein rzeczywistości trudno się wyrwać, ale próbować trzeba, bo zginiemy marnie...
OdpowiedzUsuńjotka
a może wytartym szlakiem wędrować?
Usuń