Tramwaj
kolebał się na szynach, jakby świat pod wpływem szybkich zmian temperatury
pomarszczył się i zakrzepł w pół fali. Na przystanku dziewczę bujne jak
inflacja i skromne niczym polityk na przedwyborczym wiecu w skąpej czerwieni
topu demonstrowało doskonałe krzywizny biustu i otchłań pępka, pomimo zachmurzonego
nieba i klimatu dalekiego od tropikalnej gorączki. Smętny pan z wędką usiłował na
bezrybiu złowić właściwy „numerek”, a wewnątrz pani przypięta kablami do
wirtualnej rzeczywistości parskała radośnie we wnętrze własnej dłoni, usiłując
schwytać rżenie w zaimprowizowane wędzidło – bez skutku. Szczęśliwie, szyszki
wciąż spadają nieopodal sosen-rodzicielek, a nie spod wierzby, czy wystrzyżonej
niemiłosiernie pigwy. Przed nieczynną jeszcze knajpą, z drewnianej skrzyni
wyrosły grube niczym przedramię dorosłego faceta pnącza wisterii, bezwstydnie
przymierzającej niekończące się grona ametystowych kolii, sprawdzając w świeżo
umytych oczach witryn, jakie robi wrażenie na przechodniach i malarzach. Dzikie
jabłonie rumienią się pierwszymi, niedojrzałymi owocami, a patrole czaplich
eskadr penetrują widnokrąg w poszukiwaniu czegoś ekstrawaganckiego na śniadanie
poza oklepanym menu ogrodu zoologicznego.
Rzeczywistość widziana Twoimi oczami jak zwykle nabiera dodatkowego magicznego wymiaru.
OdpowiedzUsuńmoże życie naprawdę jest magią?
UsuńNawet czaplom w głowach się poprzewracało?
OdpowiedzUsuńmenu nie powinno być zbyt monotonne i płodozmian mile widziany.
Usuń