Choć wiatru nie czuć, śnieg pada niemal poziomo. Za lekki by spaść, zignorowany przez grawitację, szwenda się pod latarniami, jak ulicznica cierpiąca na brak zainteresowania. Samochody mlaszczą na rozmiękających jezdniach, a śnieżne pługi starannie zeskrobują biel aż do czarnego, skwapliwie omijając ścieżki rowerowe wyglądające teraz jak pole przygotowane pod uprawę szparagów, czy kartofli.
Dama Z Zaścianka
ledwie zdążyła na swój autobus, wygniatając szpilkami sygnały pisane morsem
między wiatą, a pojazdem. Dziewczyna w trampkach kolebała się na śniegu niczym
spiesząca dokądś kaczuszka. Pikowane kurtki i płaszcze wyglądają jak dmuchane
materace i deformują sylwetki doskonale. Smutni ludzie wędrują wpatrzeni pod
własne nogi i nawet widok marznących Abakanów nie poprawia im humoru, choć fakt,
że komuś jest gorzej zwykle wystarcza do uśmiechu. Kościelna wieża przymierza
świeżą kopułę z miedzianych blach i rozgląda się wokół, czy wszyscy widzą ową rudość,
gdy zewsząd kopuły pozieleniałe z zazdrości udają, że to jedynie wiekowa patyna.
U mnie sypie od rana, bałwany już się pojawiły, a na osiedlu cudnie czysto i zimowo!
OdpowiedzUsuń