Poruszająca wiadomość o kobiecie wyzwolonej (ze spodni) zmieni mój światopogląd, kto wie, czy nie trwale. Zachwyt i zdjęcia nie do końca gołej de zdominowały wydarzenie. No, chyba, że wydarzeniem było owo wyzwolenie. Gratulacje dla zwycięzcy.
Rozćwierkana ciemność wymienia się ciepłymi ploteczkami. Chwilowe blondynki wysyłają wzrok na zwiad i penetrują gęste od chmur niebo, licząc, że coś z niego uda się wyłuskać i dzień nie będzie do końca ponurym. Samochody grzęzną w karnym szyku i ich tylne światła migocą, jak podwójny sznur korali. Nieliczne spódniczki występują w asyście grubych rajtuz, a ostatnie krótkie spodenki stanowią chyba demonstrację zuchwałości samczej. Wzrok Nóżki sprowadza mnie na ziemię. On już wie, że spóźniony haniebnie podążam (a raczej maszeruję, bo podążają bohaterowie, ci sami, co potrafią kroczyć i rzeczyć – nie tylko zło) gdzie zwykłem w tygodniu wędrować.
Idę więc nieco żwawiej i usiłuję nie dać się ogłupić ideom, sugerującym bym płacił blikiem-klikiem-okiem-kwikiem, wszystkim, tylko nie banknotem, któremu nie pomoże nawet nazwanie go oldskulowym, czy wintydż, bo już ma doklejoną łatkę lamusa. Oszczędzanie przez wydawanie, kupowanie dla samej przyjemności kupowania, mnożenie stanu posiadania przedmiotów, których nigdy dość, bo jutro nowe, lepsze, bardziejsze, w trzyDe, albo czteryKa, może nawet w pięćGie, byle nie w trzyszóstki, albo w siedmioksiąg, bo kto w epoce rolek czytałby tak opasłe dzieło? Chyba tylko reżyser kolejnej sagi o czarodziejach i barbarzyńcach.
W otwartym oknie stoi kompaktowy kulturysta z obnażonym torsem i studzi mięśnie nadwyrężone niewątpliwie intensywnym treningiem, może lekkoatletycznym (4x100 z zagrychą). Śliwa wiśniowa gra w Go z bożodrzewem i (moim zdaniem) zdecydowanie prowadzi w pojedynku. Na miejscu bożodrzewu poddałbym partię.
Trzy gwiazdy, a każda w leginsach innej barwy prezentowały srom w pełnej palecie barw, a ja, jak to zwykle bywa rozpuściłem myśli, by pognały naprzód w nieznane i powiłem koncepcję, aby takie damy pozowały malarzom, choćby tym początkującym. Gdy nie trzeba się rozbierać (tak do gołej skóry), może i stres i wstyd będą mniejsze? Jeśli wstyd jest uczuciem nadal znanym. Obraz, który osiadł na mnie, to pomalowana na niebiesko kobieta, której farbki robiły za cały strój i trzeba było wytężyć wzrok, by dostrzec nagość.
W drodze powrotnej podziwiam starszego gościa z brodą narychtowaną akurat na Mikołajki. Jechał i gawędził z młódką, której nogi nie mogły sobie miejsca znaleźć z wrażenia. A to się przydeptywała, a to supłała w warkocze. Mikołaj nowoczesny – zamiast wora miał plecak, a na karku wisiały mu słuchawki do odsłuchu stereo, żeby życzenia docierały dwoma kanałami do serduszka Świętego. Gdy wysiadał, plecakiem o mało nie pozbawił głów dwie nastolatki. Szczęściem były czujne i miały refleks.
W jego miejsce wsiadła młoda dziewczyna, która gdy tylko zajęła miejsce ułożyła nogi w szeroki X i usiłowała przekonać kończyny, że prawa powinna być lewą, bo tak chce. Podśmiewałem się, bo wykrok skrzyżny był tak obszerny, że ciężko było koło niej stać. Obładowana bagażami kobieta (torba na ramieniu i waliza na kółkach) wolna rękę niosła pieska. Zamiast go puścić na smyczy, niosła jak kolejny bagaż.
Włóczki, wyzwolenia, rajtuzy, sagi i śliwy grające w Go, wszystko to splata się w jeden rytm, w którym człowiek stara się nie pogubić stóp. I może właśnie o to chodzi: przejść przez to miejskie widowisko z odrobiną ironii, odrobiną czułości i z zapasem gotówki, bo przecież ktoś jeszcze musi wierzyć w papierowe pieniądze.
OdpowiedzUsuńniezły galimatias - prawda?
Usuń