sobota, 23 marca 2019

Pożegnanie.


Usłyszałem dość nerwowe pukanie w okno. Gdybym mieszkał na wsi, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale tu? Na drugim piętrze kamienicy chwalącej się peselem zapisanym literami MDCCCXC? Dziwne… Podszedłem jednak do okna, bo ciekawość niełatwo nakarmić obojętnością. Na parapecie siedział szpak. Zwyczajny, epoksydowany i perłowo piegowaty, jak to szpaki mają w zwyczaju. Patrzyliśmy na siebie przez szybę, a on przechylił głowę i chyba ironicznie się uśmiechał, że taki tępy i niedomyślny ze mnie gospodarz.

- Pioooo – zagwizdał do mnie i ponownie zastukał w szybę. Otworzyłem. Ciekawości mieszczę w sobie tyle, że powinienem wyglądać bardziej okazale niż zawodnicy sumo, a jednak mieści się cała w żenująco ubogim gabarycie. Szpak przeczekał bez trwogi otwieranie podwoi, po czym odważnie wkroczył do środka. Łypnął okiem i daję słowo, że do mnie mrugnął. A potem wystartował z parapetu i zwiedził wnętrze. Kołował niczym samolot nad docelowym lotniskiem na oparach paliwa, aż przysiadł na oparciu fotela. Wzruszyłem ramionami i też usiadłem.

- Pioooo – zaśpiewał znów, więc uznałem, że się przedstawia.

- Miło mi Piotrze, jestem Michał

- Miiii, Miiii, Miii… aaaauuuu!

Zaśmiałem się i powtórzyłem pokazując palcem na niego i siebie:

- Piotr, Michał

- Piiiiooooo… Miiii….aaaau.

A potem ptak przesiadł się na stół i patrzył znacząco. Pomiędzy książką, pilotem od TV i drobiazgami stał talerzyk po jakichś herbatnikach i pusta szklanka. Aluzję zrozumiałem i poszedłem do kuchni. Przyniosłem wodę w małej miseczce i kawałek chleba. Piotr grzecznie się poczęstował, a potem usiadł mi na ramieniu.

- Miii…aaaau – potarł mnie dziobem po nieogolonym policzku i odfrunął.

Historia. Ale skoro się wydarzyła, mogła się powtórzyć. I rzeczywiście. Następnego dnia Piotr przyleciał i zapukał w okno, a kiedy otworzyłem czuł się już jak u siebie. Przywitał mnie po imieniu i sam się przedstawił. Sprawdził ,czy na stole nie znajdzie poczęstunku, a kiedy go nie znalazł, to przysiadł mi na ramieniu cierpliwie czekając. Poszliśmy razem do kuchni po wodę i chleb. Piotr znalazł gruszkę w koszyku i pytająco popatrzył na mnie. Odkroiłem plasterek i położyłem obok chleba na talerzyku. Wróciliśmy do pokoju, a Piotr posilał się niespiesznie. Znów dostałem buziaka nim pofrunął do szpaczych spraw. Trzeciego dnia byłem gotowy. Okno było zawczasu otwarte, na stole świeża woda, chleb, gruszka, trochę ziaren słonecznika, rodzynki i siemię lniane. Wszystko, co znalazłem w zapasach i zdawało mi się być dobrym dla ptaka. Nawet kaszy ciemnej i szorstkiej nasypałem, żeby Piotra przyjąć z fasonem.

Pojawił się znienacka. Korzystając z otwartego okna sfrunął niczym pocisk i miałem wrażenie, że rozbije się na mojej twarzy, ale w ostatniej chwili rozłożył skrzydła i wyhamował. Usiadł na krawędzi stołu i patrzył na mnie śmiejąc się zapewne z psoty. A kiedy zobaczył, jakie przyjęcie mu przygotowałem, stracił tę swoją niewzruszoność i aż podskakiwał z radości. Nie wierzyłem, że mały ptaszek potrafi tyle zmieścić, ale sprzątał talerzyk, aż miło. Każdy niejadek koło niego zaraziłby się entuzjazmem. Ja również poczułem apetyt widząc ten odkurzacz skrzydlaty. Przyniosłem sobie drożdżówkę z rabarbarem, a Piotr przyszedł na degustację. Wyrwał z ciasta kawałek rabarbaru i usiłował go rozdrobnić, żeby przełknąć. Udało się – dziób miał tak ostry, że mógł tatuować wzory na skórze wołowej. Nim odleciał przysiadł na popielniczce i wypróżnił się.

Potem robił to już za każdą wizytą. Z popielniczki zrobił sobie toaletę, a papierosy strącał ze stołu i usiłował je pokruszyć na drobne. Chowałem przed nim, ale niewiele to dawało. Znajdował bez pudła i szpaczymi pazurkami niszczył każdą paczkę. A potem siadał mi na ramieniu i krzyczał na mnie, aż było mi wstyd. Naprawdę mnie zawstydził. Nie paliłem, kiedy był u mnie, bo jego dezaprobata była wyraźna i nieodmiennie wydzierał mi papierosa z ręki i zrzucał na dywan wypalając w nim czarne, cuchnące dziury. W końcu poddałem się i zrezygnowałem. Została tylko pusta popielniczka po nałogu, żeby Piotr miał toaletę.

Odwiedzał mnie całe lato, lecz pod koniec września zaczął się robić nerwowy. Nie cieszyły go już nawet ulubione winogrona rodzynkowe, które jedliśmy wspólnie każdego dnia. Piotr czekał, aż umyję kiść, otrząsnę z nadmiaru wody i podam w głębokiej misce. Siadał naprzeciw mnie, na brzegu miski i częstował się wymieniając ze mną jakieś uwagi. Zdolny ptak potrafił już powiedzieć swoje imię, lekko tylko zaciągając przy samogłoskach, a nieme H w moim imieniu brzmiało w jego dziobie dość arystokratycznie. Trochę pokpiwałem, że muszę chyba zmienić imię na MIHAŁ, bo mniej więcej tak je wymawiał mój wierny towarzysz, a Piotr patrzył na mnie spod oka, czy nie nabijam się z niego nadmiernie. Wciąż robił mi psikusy nadlatując znienacka i strasząc mnie hamowaniem w ostatniej chwili. Czasami wybierał się ze mną na spacer i dziobem pokazywał kierunek, w którym chciał się przemieszczać na moim ramieniu. Uwielbiał, gdy zakładałem kaszkiet. Siadał na płaskowyżu czapki i stamtąd dyrygował niczym kapitan z mostka.

Ale końcem września Piotr stał się nerwowy i coś mi usiłował powiedzieć. Niebo nad miastem przecinały klucze ptasie wiedzione instynktem na południe. Piotr zerkał w niebo coraz częściej, aż któregoś dnia rozwrzeszczał się wniebogłosy. Stanąłem w oknie, a on, siedząc mi na ramieniu pokazywał dziobem kurz wirujący na stalowym od chmur niebie. Otarł się o mój policzek i pofrunął.

- Piiioootr! Piooootr! Miiihaaaauuu!

Piotr szybko nabierał wysokości i ledwie chwila minęła, żeby zlał się z tłem. Wielka, ruchliwa plama szpaków kłębiła się niezdecydowanie zmieniając kierunki w błyskawicznych zwrotach. Do chmary dołączały kolejne i kolejne ptaki, aż w końcu stado ukonstytuowało się i z głośnym furkotem odleciało biorąc kurs na Hiszpanię. Ostatni jesienny sobór płynął niebem gdzieś za horyzont.

- Miiiihaaaauuuu! – na pewno wmówiłem sobie, że w tym tumulcie usłyszałem wołanie Piotra. Ale tak bardzo chciałem je słyszeć, że usłyszałem – Miiihaaauuu!

25 komentarzy:

  1. Ha, spodziewałam się każdego kto by mógł pukać w szybę, pamiętając Twoje różne opowieści i zabarwieniu fantastycznym, ale nie... ptaszka... Zaskoczyłeś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś się udało. hurra. szpaki są mądre. zdolne i dość rozrywkowe.

      Usuń
  2. Nostalgicznie, czy to jesienne wspomnienie? Może doczeka(sz)... powrotu?

    Patrzę w ikonkę... i nie wierzę. Zrobiłeś zdjęcie???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisałem ze trzy tygodnie temu, że znalazłem w Mieście graffiti, które ktoś wykonał przewidując zawczasu moje istnienie. droga, którą można uciec z Miasta wspina się na wiadukt, a filary obustronnie są ozdobione portretami. miedzy innymi takim. telefon poradził sobie z fotką, a dobra dusza z obróbką, więc wkleiłem. ile to ma wspólnego ze zdjęciem, to nie wiem, ale wkleiłem.

      Usuń
    2. Wielkie brawa, Oko! :) Pamiętam, że o tym właśnie pisałeś...
      Zamiast uciekać, gonić drogą, zatrzymałeś się. Super.

      Usuń
    3. życie samo poprowadziło moje kroki właśnie tam, chociaż nie spodziewałem się tego.

      Usuń
    4. przechodzę obok tego wiaduktu. obrazki mają po kilka metrów wysokości, choć z fotki tego nie widać.

      Usuń
    5. No widzisz, i już chcę więcej... obrazki, filary i cały most :)

      Usuń
    6. gdzieś na boku mogę podyktować namiary na te widzenia - przyjedziesz, pomedytujesz, pstrykniesz i dostaniesz tyle więcej, że aż wszystko.

      Usuń
    7. Nie medytuję, robię "łał" i pstrykam.
      A namiary wrzuć za ścianę, podyktuj, może nie od razu wykorzystam, ale kiedyś tak.

      Usuń
    8. szybko, może nawet nerwowo... tak spragniona fotek?

      Usuń
    9. Wcale nie nerwowo, powiedziałabym, że całkiem spokojnie.
      Nie wiem co bardziej lubię, mosty czy graffiti, ale przyjmijmy, że jedno i drugie.
      Dzisiaj oglądałam fotorelację z radosnych poczynań na murach(pewnego artysty) w moim mieście.
      Pozostało obejrzeć w naturze...

      Usuń
    10. czyli spacer. świetna sprawa. i pogoda chyba sprzyja.

      Usuń
  3. moja córka pyta się mnie ostatnio: czy w kuchni są kangury? odpowiadam że nie. ona pyta dalej : czy ją obronię przed kangurami. mówię jej że tak. na co córka podsumowuje : mamo bo z kangurami to różnie jest! I po przeczytaniu dziś Twojego tekstu nasuwa mi się taka myśl: Oko bo z ptakami to różnie jest... pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ładne opowiadanie - wpisuje się w ten słoneczny dzień. Bardzo dotknąłeś wiosennie dziś i oczy się uśmiechają od razu - dziękuję za ten dobry nastrój uczyniony też literkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech Ci się błyszczą oczy dożywotnio. nie wiem czy dam radę samym pisaniem to zrobić, ale może przyczynię się choć odrobinkę do uśmiechu.

      Usuń
  5. 1890 - czy to się zgadza czy demencja mnie dopadła?
    Przemiły ten skrzydlaty gość, może wkrótce wróci?

    OdpowiedzUsuń
  6. tak - z peselem poradziłaś sobie.
    wraca każdego roku na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
  7. To miło z jego strony. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. natura - szpaki jesienią czmychają na zachód - do Hiszpanii, ale na wiosnę wracają. niektórzy ludzie mają podobnie.

      Usuń
    2. Ha, ha - chyba masz rację. ;)

      Usuń
  8. Stary człowiek i ... szpak :)

    OdpowiedzUsuń