poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Wyrzuty naiwnego.

 

Mogłaś kazać mi roztopić arktyczne wody, żebyś w murmańskim porcie mogła cieszyć się ciepłymi prądami, które zazdroszczą energii jedynie elektrycznym węgorzom z tropikalnych rzek.

 

Mogłaś uzewnętrznić kaprysy i skazać mnie na podróż, jaką pół-bóg Odys zakończył po dwudziestu latach tułaczki. Aż tak wierzysz, że stać cię na wierność Heleny? A może, wzorem anonimowych – miałem zginąć, byś znalazła młodszego, bliższego twoim prześcieradłom, bo nawiedzającego je częściej niż raz na rok?

 

- Świnia – tak krzyczałaś, gdy pytałem, a potem szlochałaś w jedwabie odzianych ramion, zdających się świat cały ogarniać, otulając intymność twojej cielesności okryć wszystkim, czego nie znałaś.

To był tylko głupiec, myślący, że bicepsem zmieni świat i wykorzeni zło. Jak inni głupcy wierzył, a ty pozwoliłaś mu się omamić.

 

Nikt nie pluł we mnie tak zawzięcie jak ty, która niegdyś obiecywałaś mi miłość aż po grób i nieszczęścia, jakimi razem możemy być poddani w chwili próby. Ty wiedziałaś LEPIEJ! Ale tę wiedzę zagryzałaś w wargach pozbawionych krwi i krzyczałaś, gdy tylko uznałaś, że jestem wystarczająco daleko, a kocanek, zmordowany ekwilibrystyką, mającą ukryć materializm pozorowanego entuzjazmu, zasnął chrapiąc coś na kształt beethowenowskich koncertów. Dziw, że go nie zabiłaś! O okazał się gorszy niż ten, którego obdarzyłaś anatemą.

 

- Pamiętasz? Nasze dzieci beze mnie nie byłyby takie…Kiedyś skakały ze szczęścia, bo promień słońca połaskotał je w czubek nosa, a dzisiaj nienawidzą i nie wiem, kogo bardziej.

 

Mnie, że zniknąłem z tego życia-nie-życia, pozbawionego prawd i emocji, jednak blisko nich, czy tego, że Ty zostałaś męczennicą, usiłującą wmówić bezradnym, wątłym ciałom, że ich losem jest droga krzyżowa, że pokutować muszą za to,, czego nie dostąpiłaś – Ty idealna… Byłaś nie tyle drogowskazem, co latarnią, usiłującą tkwić między Scyllą, a Pandorą.

 

Pamiętam te wszystkie przypowieści z morałem, żebyś nawet nie próbowała… Trucizna sączona przez wieki wreszcie musiała zadziałać

 

- Pamiętaj – też tak powiedziałem i własne usta schwytałem w dłoń nawykłą do miecza. Bolało. Na pewno nie tak, jak ciebie. JĄ bolało Bardziej! Była tego pewna, a ty chwiałaś się bardziej niż trzcina na wietrze.

 

- Kocham cię, ale wiem, że podlegasz teraz doktrynie i prędzej mnie zastrzelisz, niż wysłuchasz… A jednak - muszę. Bez nadziei na sukces staję na wprost jakiejś nieudolnej wersji parabellum – ostatni raz wciągam pointerze – pachnie głębokim podziemiem, pełnym gnijącej biedy i prymitywnych instynktów. Zaciągam się, lecz obraz widnokręgu zapachów zakłóca mi lepka słodycz krwi. Kiedyś… pytałaś mnie, jak smakuje mocz. Sprawdziłaś? Zapewne nie, ale dzisiejsze niepokoje związane z miesiączką nie dadzą rady powstrzymać czynów – wiem to i wiem, że żaden słowa tego nie zmienią. Widzę jak łzawisz przed kamerami, bo pięć minut łez może skłonić idealistę prawnika, albo tego, co wokół twojej przeszłości powije samopowtarzalny się scenariusz, pozwalający wam trwać. Niezależnie, samorządnie, albo jakkolwiek  byle trwać.

 

- Byłem przeszkodą? Najwyraźniej, skoro oblizujesz wargi, kiedy ja powstrzymuję nieskutecznie krwotok z przeciętej tętnicy. Widzisz mnie. Wiem, że widzisz. Patrzysz, pchając wypielęgnowane palce w gąb siebie – nie zapomnę do końca życia, jak opuszkami sprawdzałaś, czy możesz być ze mną, jak zlizywałaś szron uniesienia ze swojej i mojej skroni. A potem się śmiałaś, że drink z soku naszych ciał cię upaja, zanim…

 

- Mówisz – przestań, zapomnij…

 

-Płaczę, bo nie mogę spełnić tego życzenia. Bywałem twoim psem, bywałem podpaską, albo wycieraczką. Spluwaczką, jaka mieści w sobie bez trwogi wszystek jad tego świata… Nie udźwignąłem – miałaś rację! Byłem paprochem, pośród miliardów innych – zdolniejszych, umiejętnych, czy strategicznie chytrych.

 

- Przepraszam….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz