poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Nieśmiałe zaproszenie.

 

Zanim pobudzą się wróble i zaczną przechwalać się snami z minionej nocy powietrze jest gęste, pełne, smaczne i nasycone kolorami, które później, w świetle dnia płowieją, by umrzeć w suszy – ta przecież pali wszystko i pozostawia świat pełnym melancholijnej sepii. Wstałem i wdychałem kropla po kropli soki nocy. Obcy, wychodzący z bramy nieopodal zliczał krokami sekundy, a spieszył się, jakby uciekał od kochanki po telefonie męża, który niespodzianie zapowiedział wrócić jedną noc za szybko. Przypominam sobie noc wcześniejszą, kiedy równie tchórzliwie uciekały pociągi – i robię to zapewne po to, aby uświadomić sobie, że samoloty polubiły tutejsze lotnisko tak, że lądują do północy – cóż, Miasto nocą ma swój niewątpliwy urok i rozchyla się jak szyszka sosny Banksa. Wystarczy zapłonąć uczuciem, by zakwitło i wydało owoc. Barany o ciemnej, niemal metalicznej sierści wypasają się na niebie bliżej centrum. Chyba są spragnione i czekają, aż podwoje otworzą letnie ogródki. Na razie muszą wąchać aromat rabatek, bo upajanie się z nastaniem świtu uważane jest za co najmniej ekstrawaganckie, żeby nie powiedzieć karygodne.

 

-Pamiętasz? Między domem, a przystankiem dojrzały już nawłocie i wrotyczowe słońca całodobowo odstraszają komary. Może pójdziemy po pachnący słońcem bukiet, żeby obiad smakował niebiańsko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz