wtorek, 22 marca 2022

Przepoczwarzenie.

 

Żeby nie wpadać w rutynę i nie zgnuśnieć, postanowiłem założyć nowe państwo. Przeglądając mapy jednego z oceanów znalazłem wyspę o przyjemnej linii brzegowej, raz do roku zaledwie odwiedzaną przez monsun i to niezbyt uporczywy. W czasie, kiedy tenże będzie czochrał palmy – polecę sobie na narty do Biarritz, albo na pokerka do Vegas.

 

Przyswoiłem sobie ową rzecz dość beztrosko, wymyślając precedens – objąłem ją w posiadanie przez zasiedzenie w złej wierze. Wymaga to jedynie uporczywej obecności przez kilkadziesiąt lat z rzędu, ale to nie powinno być kłopotem. Ludzie lubią mieszkać u siebie, a do obcych jeździć na wakacje. A ja na swojej wyspie miałem zostać królem i parobkiem jednocześnie. Sterem i okrętem atomowym. Monarchia absolutna. Przed migracją poszedłem pospacerować ostatni chyba raz centralnym deptakiem już nie mojego miasta, zdarłem jakiejś niewieście kieckę z (jak się później okazało) prześlicznego tyłeczka i tę kwietną łączkę mianowałem flagą państwową prawnie i zbrojnie chronioną po wieki wieków amen, bagatelizując lamenty istoty odartej z odzienia i całkiem nieuzasadnionego wstydu. Grzech ukrywać takie piękno, szczególnie, gdy wpadła na niecny plan okrywać zaplecze państwowym symbolem.

 

Wracając pod dach zahaczyłem o monopolowy, gdyż wymagałem strawy duchowej niezbędnej przy redagowaniu konstytucji, która w założeniu miała zadbać o mnie lepiej, niż szanowna mamusia, a nie miałem kaprysu zżynać z gotowych pierwowzorów. Orka. Czułem się, jakbym wykuwał w granicie tunel pod kanałem La Manche. Wsparcie lekko mnie zamroczyło, dzięki czemu nie krwawiłem zbyt jawnie, jednak prace legislacyjne toczyły się jak woda pod górkę. Przyszło mi polec z nosem w niedojedzonej sałatce warzywnej na długie godziny, a ból głowy wycieńczonej negocjacjami dotyczącymi zapisów towarzyszyć mi miał jeszcze trzy dni. Dopiero wtedy (z grubsza pojutrze) dojrzeję do zauważenia, że w preambule wystarczy zamieścić ważką myśl:

 

- BO TAK!

 

Tymczasem musiałem odłożyć aneksję nieodkrytego lądu, gdyż bez ustawy zasadniczej zasadniczo nie wypada się wałęsać po włościach w ponaciąganych gaciach. Władca bez immunitetu? Żeby mi jakiś pawian na łeb napluł? Niedoczekanie. Lekko zawstydzony przeprosiłem się z miastem, zmuszony do dalszego zamieszkania, lecz teraz już jako obcy. Emigrant z flagą zawieszoną nad łóżkiem. Ech! Łezka się w oku kręci. Niby nic nie zrobiłem, a stałem się obcy – samemu sobie. To cud, że potrafię się ze sobą dogadać i nie przylać w mordę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz