poniedziałek, 11 lipca 2022

Z drogi.

 

Tramwaj kolebał się na szynach, jakby świat pod wpływem szybkich zmian temperatury pomarszczył się i zakrzepł w pół fali. Na przystanku dziewczę bujne jak inflacja i skromne niczym polityk na przedwyborczym wiecu w skąpej czerwieni topu demonstrowało doskonałe krzywizny biustu i otchłań pępka, pomimo zachmurzonego nieba i klimatu dalekiego od tropikalnej gorączki. Smętny pan z wędką usiłował na bezrybiu złowić właściwy „numerek”, a wewnątrz pani przypięta kablami do wirtualnej rzeczywistości parskała radośnie we wnętrze własnej dłoni, usiłując schwytać rżenie w zaimprowizowane wędzidło – bez skutku. Szczęśliwie, szyszki wciąż spadają nieopodal sosen-rodzicielek, a nie spod wierzby, czy wystrzyżonej niemiłosiernie pigwy. Przed nieczynną jeszcze knajpą, z drewnianej skrzyni wyrosły grube niczym przedramię dorosłego faceta pnącza wisterii, bezwstydnie przymierzającej niekończące się grona ametystowych kolii, sprawdzając w świeżo umytych oczach witryn, jakie robi wrażenie na przechodniach i malarzach. Dzikie jabłonie rumienią się pierwszymi, niedojrzałymi owocami, a patrole czaplich eskadr penetrują widnokrąg w poszukiwaniu czegoś ekstrawaganckiego na śniadanie poza oklepanym menu ogrodu zoologicznego.

4 komentarze:

  1. Rzeczywistość widziana Twoimi oczami jak zwykle nabiera dodatkowego magicznego wymiaru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet czaplom w głowach się poprzewracało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. menu nie powinno być zbyt monotonne i płodozmian mile widziany.

      Usuń