Wilgoć sroży się na chodnikach, choć kominy elektrociepłowni dławią się tłustym dymem. Na wystawie ekstrawaganckie lampy przełamują stereotypy – podstawa jednej przedstawia damskie popiersie w granatach, druga – męsko-różowa. Obie zamiast głów mają spódnice abażurów. Wrony i inne szare, czy czarne ptaki omijają witrynę obojętnie, więc (być może) lampy nie mają żadnego znaczenia.
- Metalowe zwierciadła w ogrodzie już zwiastowały labirynt – raczył napisać Jorge Louis Borges, a ja zapamiętałem, bo przecież z m. chodziłem na wyspy, żeby paląc papierosa nad szuwarami zerkać na Rzekę i odbijający się w niej most, czy gmach uniwersytetu. A nawet przechodnie obcy nam doskonale, a przecież swoi – tacy starzy dobrzy nieznajomi, chaotycznie rozrzuceni pomiędzy turystami. Lustro, mimo perypetii przetrwało, labirynt pochłonął zamęt. Szkoda. Ech, Magduszka, nawet bordowa mogłabyś się mi zdarzyć pośród wysp.
Takie odbicia w lustrach zostają na zawsze, tylko ścieżki i labirynty zniknęły, no i Ci nasi bordowi, kobaltowi, niebiescy...
OdpowiedzUsuńwspomnienia są już dobrze wygładzone, wypolerowane tak, że mucha nie siada.
UsuńPodwójne polerowanie trudno zapomnieć.
OdpowiedzUsuńkażdy ma chyba takie "kapliczki", do których wraca.
UsuńZamęt pochłania wszystko. A ja próbuję właśnie odnaleźć się w labiryncie mojego mieszkania wyznaczonym przez ścieżki bałaganu.
OdpowiedzUsuńentropia rośnie - ponoć tak się witają fizycy świata. bałagan robi się sam, a porządek wymaga pracy i jest nietrwały.
Usuń