Imię miała dziwaczne, nieco monumentalne i kojarzące się z bezludną wyspą obmywaną niezbadanymi wodami ciepłych oceanów. Pewnie czekała na swojego Robinsona, żeby wziął ją w posiadanie i zapłodnił, aby stała mu się rajem. Zerknęła na mnie z niemym pytaniem, czy aby nie na mnie czekała od dawna, jednak byłem zbyt niedojrzały, abym docenił nabrzmiałe nadzieje.
Dla nastolatka trzydziesto-, a już na pewno czterdziestoletnia kobieta, jako istota w wieku matki, to zgoła staruszka. A przecież kobiece libido dopiero przedziera się przez gęste zasieki społecznych uprzedzeń, zakazów, tabu i wstydów. Widząc jej rumieniec, naiwnie mniemałem, że ona podobnie do mnie nie poznała dotąd odwzajemnionego uczucia, a jako inteligentna osóbka, szanująca nie tylko własny rozum, ale i ciało, nie zdążyła poznać rozkoszy cielesnych.
Być może zbytnio ją idealizowałem, ale rozmawiało mi się z nią swobodnie. Nie krępowała mnie w niczym, nie wyśmiewała nastoletnich fantazji i zdawała się rozumieć nawet nocne spazmy brudzące mi piżamę i sumienie. Wstydziłem się polucji, a ona tłumaczyła mi, że to normalne, że chłopcy tak mają od wieków i każdy napotkany przeze mnie nastolatek, choć za żadne skarby nie przyzna się, przeżywa podobne dramaty, które zaspokoić może dopiero stabilny związek z kobietą, albo kłusownictwo seksualne pełne jednorazowych sukcesów.
Niby rozumiałem, co jednak wcale nie zmniejszało napięcia. Zamykając oczy czułem, jak nabrzmiewam, jak przestaję się mieścić w sztywnych dżinsach. Fantazje na jawie były jeszcze gorsze, bo dłoń przestawała słuchać rozumu i gnała wprost do wrzącego piekła. Czasem myślałem o mojej Bezludnej Wyspie, ale kontakt z kimś starszym od matki zdawał się aktem skrajnej desperacji i mimo niespełnień czułem odrazę, pozwalającą na chwilę ulgi. Nie. Z Nią nie mogłem stracić dziewictwa.
Chyba domyślała się wszystkiego, co we mnie drążyło głębokie tunele, bo nie naciskała. Była wyrozumiała i zawsze chętna, by wesprzeć mnie w niepewnościach. Zaproponowała nawet swoje towarzystwo, jeśli noce stałyby się całkiem nieznośne. Obiecała czuwać i koić gorączki. Matce nigdy nie powierzyłbym takiego zadania. Jej? Obcej kobiecie powierzyć wstyd? Rzecz zdawała się niemożliwa, a jednak z czasem oswoiłem się z tą myślą. W domu skłamałem o tygodniowej wycieczce, spakowałem się i poszedłem do Niej.
Najtrudniej było się rozebrać. Dzień minął bez jąkania, ale wieczór nadrobił to znakomicie. Pościeliła mi łóżko i wyszła, żebym się ośmielił. Wróciła dopiero, gdy zawołałem, wyściubiając spod kołdry czubek nosa. Postawiła na nocnym stoliku kubek herbaty, zapaliła nocną lampkę i usiadła z książką w fotelu stojącym obok łóżka. Pierwszy raz byłem nago sam na sam z kobietą. Nie ułatwiało to zaśnięcia. Wyspa śmiała się serdecznie, a potem podała mi kubek herbaty na uspokojenie. Nie wiedziałem, że zioła są tak skuteczne. Zasnąłem.
Poranek powitał mnie uśmiechem kobiety zanurzonej w fotelu. Zakładka w książce przesunęła się daleko naprzód. Głupio mi było, że poświęciła noc na czuwanie nad moimi malignami. Powiedziała, że odeśpi za dnia, kiedy ja zajmę się czymś, nad czym posiadam kontrolę. Wyprosiła mnie z pokoju, zostawiając klucze od mieszkania i powiedziała, że pośpi do obiadu. Najwyraźniej zamierzała spać w łóżku, z którego dopiero co wyszedłem.
Bałem się kręcić po mieście, żeby nie spotkał mnie jakiś gaduła, albo co gorsza rodzice, więc siedziałem w salonie, trochę oglądając telewizję, trochę przeszukując półki z książkami, żeby wybrać coś dla siebie. Trudne zajęcie. Biblioteka dojrzałej kobiety rzadko pozwalała nastolatkowi na zainteresowanie. Szczęściem, nie spała długo. Razem zrobiliśmy obiad, porozmawialiśmy, pomogła mi z wyborem tytułu i już był kolejny wieczór. Poszedłem do łazienki wziąć prysznic, wracając kompletnie nagi, a ona… siedziała w fotelu i bez cienia wstydu patrzyła, jak wskakuję pod kołdrę.
Herbata znów była potrzebna. I znów noc zmieniła się w krótką chwilę braku świadomości. Pobudka pod ciepłym wzrokiem Wyspy wyzwoliła mnie z niebytu. Uciekłem do łazienki, widząc, że zaczyna się rozbierać, by wejść do ciepłego moim ciepłem łóżka…
Trzeciego poranka nie pozwoliła mi uciec. Popchnęła mnie na fotel, sugerując, że zamienimy się rolami. Patrzyła jak rosnę, gdy jej ciało wynurzało się spod ubrań. Pozwoliła napatrzeć się do woli, nim znikła pod kołdrą. Tego dnia nie umiałem usiedzieć w miejscu. Przed oczami wciąż widziałem nagą kobietę, tym razem nie wymyślona, nie z pornograficznych zdjęć, ale żywą istotę. Ciepłą, pachnącą…
Wieczorem zaproponowała, że położy się obok i zaśniemy wspólnie. Będzie czas na rozmowę, na dotyk, jeśli tylko będę chciał. Zaschło mi w gardle i zapomniałem, że jest stara.
- Pamiętaj, nie zrób nic, na co mi nie pozwolisz. Dotykasz, to jesteś dotykany. Przecież nie można przytulać się do kogoś, samemu nie będąc przytulonym - szepnęła, a potem zamknęła oczy – To się nazywa wzajemność. Twój ruch.
Pragnąłem bardziej, niż potrafiłem się przyznać. Dłońmi błądziłem po tym ciele, które leciutko drżało, kiedy przebiegałem po nim opuszkami. Wciąż odważniej i zachłanniej. Oddychała szybciej, chrapliwie, aż jej dłoń sięgnęła po mnie. Aż podskoczyłem z wrażenia, a jej palce powtarzały mój taniec po jej skórze. Zapamiętała każdy odwiedzony skrawek, trafiając tam bezbłędnie. A kiedy skończyła, poszła dalej i dalej. Szumiało mi w głowie, kiedy wzięła moją dłoń, żebym teraz ja pobiegł jej ścieżką.
Kiedy dotarłem do płci, nie wytrzymałem. Zdarłem z nas kołdrę i cisnąłem na podłogę. Zachęcająco rozchyliła kolana. Pachniała grzechem. Pieprzem, zakazanym owocem. Narkotykiem, z jakiego ciężko się otrząsnąć. Ślina wypełniła mi usta, kiedy pochyliłem się nad nią. Jęknęła, mocniej rozchylając uda…
Dziś wiem, jak mało znałem kobiece ciało, czego wtedy pragnęło, wypatrywało i miało nadzieję. Tej nocy nie sprostałem, chociaż w zamian dostałem spełnienie. W futerale jej ust w okamgnieniu dorosłem. Zrozumiałem natychmiast, że nie zdołam zapomnieć. Że od tamtej chwili ogień już nie zgaśnie. A przecież zostały mi zaledwie trzy noce z Wyspą, żebym mógł poznać Ją dokładniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz