niedziela, 20 października 2024

Pomór głodomorów.

 

    Małżeństwo doświadczone dwójką dzieci bawi się z pisklętami, huśtając każde jedno. Pewną niedoskonałość włosową ojca (skórzana mycka na czubku głowy) z górką równoważy szanowna małżonka posiadająca w adekwatnym miejscu sporą kulkę z włosów – czyżby w małżeństwie status quo musiało być zachowane? Dzieciątka (oczywiście dziewczynki, bo w mojej okolicy chłopcy są płcią zagrożoną) zachwycone rodzicielską uwagą kołyszą się jak doświadczone wahadełka, choć wiek nie wskazywałby na rutynę.


    Spod drzwi niosą się weekendowe zapachy, bo wreszcie można zaszaleć i nie przejmować się bliskością wieczoru po pełnoetatowej pracy najemnej. Słońce od rana usiłowało malować na niebie coś w ciepłych barwach złotej jesieni, graby okryły się złotem liści, winobluszcze płoną ciemną czerwienią, sztywnolistne kaliny z lekkością udają zwiędnięte. Sikorki penetrują balkon, szukając porzuconych okruchów, a może owadów na tyle nieostrożnych, by pośród ostatnich kwiatów dać się wypatrzeć apetytowi fruwającego drobiazgu.

3 komentarze:

  1. U Ciebie chłopcy to rzadkość, a u mnie odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. więc wiesz... jakby co, to wysyłaj ich do tutaj. migracja prokreacyjna.

      Usuń
  2. Nie ma mowy. Złego diabli nie wezmą. Po co im więcej gąb do wykarmienia?

    OdpowiedzUsuń