Małżeństwo doświadczone dwójką dzieci bawi się z pisklętami, huśtając każde jedno. Pewną niedoskonałość włosową ojca (skórzana mycka na czubku głowy) z górką równoważy szanowna małżonka posiadająca w adekwatnym miejscu sporą kulkę z włosów – czyżby w małżeństwie status quo musiało być zachowane? Dzieciątka (oczywiście dziewczynki, bo w mojej okolicy chłopcy są płcią zagrożoną) zachwycone rodzicielską uwagą kołyszą się jak doświadczone wahadełka, choć wiek nie wskazywałby na rutynę.
Spod drzwi niosą się weekendowe zapachy, bo wreszcie można zaszaleć i nie przejmować się bliskością wieczoru po pełnoetatowej pracy najemnej. Słońce od rana usiłowało malować na niebie coś w ciepłych barwach złotej jesieni, graby okryły się złotem liści, winobluszcze płoną ciemną czerwienią, sztywnolistne kaliny z lekkością udają zwiędnięte. Sikorki penetrują balkon, szukając porzuconych okruchów, a może owadów na tyle nieostrożnych, by pośród ostatnich kwiatów dać się wypatrzeć apetytowi fruwającego drobiazgu.
U Ciebie chłopcy to rzadkość, a u mnie odwrotnie...
OdpowiedzUsuńwięc wiesz... jakby co, to wysyłaj ich do tutaj. migracja prokreacyjna.
UsuńNie ma mowy. Złego diabli nie wezmą. Po co im więcej gąb do wykarmienia?
OdpowiedzUsuń