piątek, 4 października 2024

Marabuty – demoniczne obuwie.


    Młody facet chronił głowicę czapką z daszkiem i dwoma niezależnymi kapturami wysokiej gęstości. Nie bardzo wiadomo było, czy obawiał się schłodzenia myśli, takowego spojrzenia, czy parowania co zacniejszych pomysłów. Młoda kobieta siedząca przede mną miała włosy w kolorze świeżo upadłego kasztana i równie lśniące, jak on. Aż zerknąłem na włosy pozostałych ludzi w autobusie – nikomu więcej nie skrzyły się tak, jak jej. Durny chłop pomyślał, że to naturalne, ale skoro tak, to co z włosami wyrabiają inni?


    Balustrady i poręcze obsiadły od dołu krople deszczu gęściej niż jaskółki druty sieci energetycznej. Przejeżdżając obok jednego z uniwersyteckich budynków dostrzegłem na czerwonym tle informację, że to siedziba neolingwistyki. Oczywiście nie wiem o co chodzi, ale wymyśliłem sobie, że tam można uzyskać magisterium z nowomowy, albo doktoryzować się w rozmaitych slangach. Starsza pani zadając kłam oficjalnie występującej pogodzie stanęła w bramie na papieroska w halce i niespiesznie zadymiała otoczenie.


2 komentarze: