piątek, 4 października 2024

Policzek – rachmistrz bankowy.

 

    Kobieta solidna drobiła kroczki jak sarenka doganiając autobus, a kiedy się udało, okazało się, że jej towarzystwo nie odpowiada Śpiącej Królewnie, która alternatywnie przymierzyła się do Melancholijnego Karampuka i ostatecznie utknęła z jakąś bezimienną szatynką. Parka Golemów (Golemica przecudnej urody) pochrząkiwała do siebie wymieniając serdeczności i ploteczki aksamitnym basem. Tańczący Z Mięsem hipnotyzował tył głowy Blondyny, a Rumcajs dokształcał się wirtualnie, by przetrwać w miejskiej dżungli, gdzie drzewa nie stanowią lasu. Krągła pani, monitorowała zachowanie społeczeństwa w wątłej przestrzeni chłodzonej przez kierowcę postojami mającymi nie tylko upuścić nadmiar ciepła, ale zmarnotrawić sekundy pozyskane brawurową jazdą na wprost.


    Długonoga niewiasta szła jakoś tak dziwnie, jakby miała lęk wysokości i starała się trzymać pupę bliżej ziemi. Kawał chłopa truchtało do autobusu kroczkami tak niepozornie zdobywającymi przestrzeń, jakby chciało ustanowić rekord świata w liczbie kroków na metr pokonanej przestrzeni. Graffiti bez polotu szpeci elewacje daremnie. Jedynie napis VINKO wyglądał na ich tle jakoś. Jeden z kominów elektrociepłowni wysyłał w niebo sygnały dymne, a drugi świetlne. Miasto podstawia wielkie kontenery na bioodpady, w których zbiera niewykorzystane wory z piaskiem. Ciekawe, czy zbudują z nich jakąś piramidę, albo Kopiec Kościuszki?


    Wiecznie niedogolony chłop z psem równie niechlujnie wyglądającym, których (w pakiecie) darzę niemiłością od pierwszego wejrzenia, wąchali gówna na trawniku przylegającym do Rzeki, czym zakłócili spokój, jaki mieszkał we mnie. Radio oferuje jakieś produkty, ostrzegając, że nie jest to oferta handlowa, co budzi moje zdumienie – skoro nią nie jest, to czym? Kłamstwem? Na trawnikach rosną kanie, jednak rosną tam, gdzie psów jest więcej, niż źdźbeł trawy. Siwowłosa pani z odbezpieczonym papieroskiem biagła ulicą, jakby właśnie uciekał jej pociąg do raju. Rzadko kiedy można zobaczyć tak dystyngowany bieg. Może dzisiaj był dzień biegacza? W kolejnym autobusie natykam hrabiankę wracającą z tournée po sklepach, z trzema, a może czterema siatami. Pani usiłowała zajmować dwa miejsca, co udawało się dopóki miejscem interesowały się nastolatki. Aż nadszedł on i nie odpuścił – Pan Od Archeo, tak napompowany wiedzą, że jedno krzesełko wystarczało mu zaledwie, żeby usiąść (oględnie mówiąc) półgębkiem. Hrabianka wtłoczona całym dostępnym majestatem w panoramiczne okno uszy miała czerwone przez całą drogę, a może i dłużej. Cóż. Plotka osiedlowa głosi, że Pan Od Archeo uwielbia starocie, a wyjątek czyni jedynie dla płci pięknej, u której uwielbia walor pochopnej młodości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz