piątek, 8 kwietnia 2022

Gry wstępne.

 

        Leżałem sobie spokojnie, niczym Ramzes Drugi w swoich siedmiu trumnach, kiedy nadszedł Świt i poczynił mi niedwuznaczne propozycje. Że niby razem, że dzień popełnimy taki, aż wieczór się zarumieni, kiedy nadejdzie ciszej od monsunu. I za nic miał sobie nasze jednopłciowe, homoseksualne inklinacje. Wstałem, bo leżeć z nim w jednym wyrze, było ponad moje siły. Kto wie, czego się dopuści. Wolałem już pójść ze Świtem na randkę. Kosy kwiliły miłosne pieśni, a Świt nabrzmiewał, lekko zaróżowiony z emocji i obiecywał - jeśli już nie gruszki na wierzbach, to przynajmniej bazie. I kwiatami forsycji, albo głogu stręczył. Zagorzali wielbiciele pluszaków wyprowadzali swoje psy, a młodzi rodzice dzieci. Ktoś realizował własne kaprysy i dostarczał sobie ciepłe bułeczki do łóżka, inny szedł odrobić pańszczyznę. Świt odstraszał nawet Cień i szedłem taki ogołocony, niemal nagi, bo jak to tak – bez Cienia?. Świt mamrotał jakieś nieszczere przeprosiny, obiecywał poprawę, ale wierzyć mu? Szczawik ni krzty szacunku w sobie nie nosi. Wiatr tymczasem postrącał szpaki z czubków nieopierzonych brzóz, by z wysoka mogły pogwizdywać niezbyt grzecznie na przechodzące parę pięter niżej niewiasty, pośladkami w dżins odzianymi mierzące czas subiektywny, biologicznym wahadełkiem pełnym niedopowiedzeń i nadziei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz