środa, 7 września 2022

Brednie znad kieliszka.

 

Chłopski rozum kazał mi zadać sobie samemu kilka pytań i odpowiedzieć na nie, sięgając do własnej ignorancji i domniemań zuchwałych.

 

- Czego Rosja szuka na Ukrainie?

- Być może mówi prawdę, że tylko tego, aby ta respektowała ustalenia, jakie pozwoliły temu państwu zaistnieć na mapie – czyli neutralność i brak aspiracji aby stać się jednym z członków zbrojnych sojuszy, bo żaden kraj nie chce mieć tuż za granicami wyrzutni rakiet, szczególnie z bronią niekonwencjonalną. Rosja ma gaz, węgiel, ropę, brylanty, złoto, terenu więcej, niż potrzebuje. Sytego zmusić do agresji? Trzeba go naprawdę solidnie wku… Przepraszam. Wyrwało mi się. Ukraina nie posiada nic, czego Rosji brakuje, albo mogłoby zabraknąć.

 

- Czego szukają Amerykanie?

- Donbas, to zagłębie skrywające pod ziemią prócz soli, węgla i rtęci złoża metali ziem rzadkich, koniecznych do produkcji zaawansowanej technologii. Większość wydobywa się w kapryśnych Chinach, resztę po trosze w Rosji, Stanach i Brazylii. Na Ukrainie złoża nie są eksploatowane i czekają na nadejście zbawcy-inwestora.

- Pszenica kukurydza i słonecznik też są bogactwem nie do pogardzenia, co szczególnie widać teraz, gdy pół Afryki głoduje, a na niemieckich stołach olej stał się rarytasem. Warto panować nad takimi dobrami. Warto prowadzić wojny daleko od własnych granic. Sprawdzona taktyka Stanów – siać niepewność, skłócać obcych, wykradać wpływy i uzależniać od siebie tych, którzy mają czym zapłacić za niewolę. Mimo, że historia Stanów jest jedną z najkrótszych na świecie, to ich przebiegłość jest zastanawiająca. Gdzie i kiedy nauczyli się tej chytrości, przerastając nawet Anglików i Żydów?

 

- Czego szuka Europa? – Chyba tylko biedy. I udało się o zgrozo! Ekonomiczne trzęsienie ziemi było jedynie kwestią czasu. Głód i chłód nadciąga nieubłaganie wraz ze zrywanymi z kalendarza kartkami. W zamian Europa zaroiła się od milionów przesiedleńców bez aspiracji na asymilację z lokalnymi społecznościami, za to pazerną darmowych przywilejów, współczucia i czci niemal boskiej. Brukselska wieża Babel, konflikt ugrupowań, przepychanki i walka o wpływy, czy podział środków/stołków pochłonęła urzędników tak bardzo, że chyba stracili już świadomość mizernej jakości życia pospólstwa. To jedna z najbardziej skomplikowanych korporacji, która nie wytwarza, a wydaje, względnie rozdaje. Niektórych straszy, bądź negocjuje. Przeciw wynalazkom prawnym rodem z Brukseli protestują ludzie w całej Unii, choć państwowa telewizja stara się zamieść pod dywan doniesienia z Holandii, Belgii, czy Czech.

 

- Węgry?

- Jedyny „normalny kraj”, gdzie prezydent przyznał głośno i wyraźnie, że wybrany został przez swoich, aby reprezentował ich interesy, a nie przybyszów Bóg-wie-skąd. I robi to doskonale, ciesząc się rosnącym poparciem swojaków. Nie to, co w ościennych krajach, gdzie samarytańskie rządy popadają w coraz większe tarapaty ze społecznym poparciem.

 

- Chiny?

- Rozum cywilizacji o ponad tysiącletnim doświadczeniu każe im zachować chłodną głowę, szczególnie, kiedy konflikt dotyczy terenów odległych od chińskich granic. Dobrze jest skorzystać na cudzych waśniach, więc umowy na węglowodory zapewne mają warunki lepsze, niż ktokolwiek podejrzewa. A, że przy okazji Goliat wykrwawia się walcząc z Dawidem podpieranym globalnie? Czyż można wymyślić lepszy scenariusz? Słaby sąsiad wpadnie w chińskie łapska zanim Europa zrozumie, że i na nią kryska przyjść musi przy takim zarządzaniu majątkiem.

 

- Polska? – Raz już jeden z gorącogłowych książątek sprowadził obcych i osiedlił ich tu, żeby zaprowadzili ład i porządek. I trzeba było Grunwaldu, aby się ich pozbyć, bo sielanką ich obecność nie śmierdziała tubylcom ani chwili. Wstyd wspominać rozbiory, po których ciężko się było swojakom otrząsnąć i żadne powstania nie pomagały, a Napoleon wykorzystał nadzieje patriotów i ich krwią podpierał własne sukcesy w zamian dając namiastkę dawnej świetności, by nie narazić się Wielkim tego świata. Po drugiej wojnie również zebraliśmy ochłapy wyciekające spomiędzy głodnych szponów i trudno znaleźć sąsiada, który naprawdę dobrze nam życzył i dotrzymywał słowa. Chyba, że były to słowa tyrana obiecującego, że nas złapie za mordy. I budiet riezat!

 

- A czego w tym wszystkim chce Ukraina?

- Mam wrażenie, że to dwa światy – jeden podpuszczony przez złotoustych walczy i ginie pod gruzami, a drugi kombinuje i zawiązuje sojusze, jeździ po świecie i pławi się w luksusie przywilejów. Ale czego chcą, to żaden głośno nie powie, bo sojusznicy gotowi odwrócić się bezpowrotnie i przekierować sympatię wraz z transportami broni gdzie indziej.

- A może oni w ogóle nic nie chcą, bo są „rozgrywani” z zewnątrz? Może chcenie jest tylko iluzją. Wplątani w ogólnoświatowy konflikt cierpią, a nieliczni oczajdusze spijają frukty, pasąc się krwią maluczkich?

 

Ale – co ja bełkocę. Tyle mądrych głów tokuje od pół roku i osiągnęli już rekordową inflację, globalny głód i strach przed zimą. Świetlana przyszłość się szykuje. Na piechotę i po ciemku. Na urodziny kupię sobie świeczkę – jeśli będzie mnie jeszcze stać.

4 komentarze:

  1. Zapas świeczek mam, ale nie za bardzo lubię, bo zabierają świeże powietrze, ale mam tez ciepłe ubrania i koce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ciągnie w swoją stronę, każdy człek, naród, kontynent. Rozszarpują tę Naszą Ziemią jak Rejtan koszulę. Bo Nasza to niczyja, ważniejsza Moja i Mojsza.

    OdpowiedzUsuń