Byłem
podłym snem Boga, jeśli boskość w ogóle stać na podłość. Nie do końca świadomie
wypluł mnie, wycharczał nocą spoconą od lęków równie irracjonalnych i wymykających
się poznaniu, jak on sam. Najwyraźniej kosmiczny Absolut również dopada fizyka skondensowana
w newtonowskim spostrzeżeniu, że odwet jest gwarantowany.
Wyglądem
mogłem straszyć dzieci i wściekłe lisy, a skunks z podziwem odnosił się do
aromatu, jaki otaczał mnie niczym aureola. Nimb smrodu doskonałego.
Nic
więc dziwnego, że kiedy wreszcie Bóg otrząsnął się po sennym koszmarze i
dostrzegł ma plugawość, wyciągnął nieco tłustego palucha i rozgniótł mnie jak
pluskwę, choć mawiają, że to niezwykle litościwy Pan.
Eeee, uroda to rzecz względna, zapachy/smrody też. Aaa i chodzisz taki rozgnieciony ? Kolokazja
OdpowiedzUsuńskoro istniałem jedynie jako koszmar senny, to może w ogóle mnie nie ma?
UsuńKoszmar minął, Ty zostałeś. Proponuję nie przejmować się cudzymi snami.
OdpowiedzUsuń