Niebo
pełne chmur o barwie podkręconej wilgocią nocy nie ukryło sznura kormoranów,
które przez odległość straciły lakierowaną czerń piór lecąc ku północy.
Niewątpliwie wyzwolony i odważny pan obudowany cieleśnie z lekkim rozmachem szedł
bez biustonosza i nie zwracał uwagi na zachwyt otoczenia na widok podrygujących
swobodnie piersi. Najwyraźniej przywykł do atencji ze strony przechodniów.
Inny, w sandałach i krótkich spodenkach ozdobił podgardle żywopłotem starannie
przystrzyżonym i wymodelowanym na gęstą szczotkę. Po bujności znać było, że zarośla
trafiły na żyzny grunt, jednak boję się spekulować, czym były nawożone –
nosiciel preferował styl militarny powyżej kończyn dolnych wciąż grzęznących w
letniej rozpuście.
Ze
zdumieniem odkrywam, że Miasto zmienia się nieustannie, jakoś tak dyskretnie i poza
postrzeganiem. Wystarczyło jednak wspomnieć obraz z grubsza w skali podręcznika
do HiT, aby zauważyć, że zniknął szpital, biurowiec, parę ulic zmieniło rozmiar
na XXL, a przedwojenne kamieniczki cisną się w szeregu innych i ledwie im
miejsca wystarcza na dwa-trzy okna gęsto utkane na renesansowej elewacji.
Mijam
panią podpierającą pejzaż zaspanego parku, gdy na szczytach sąsiadujących koron
drzew dwie cukrówki kołyszą się pośród cienkich gałązek w oczekiwaniu na skok
odwagi pozwalający połączyć dwa byty w jedność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz