czwartek, 15 września 2022

Po rosie.

 

Pies był rudy i co najmniej odpasiony. Krzepę miał i gabaryty. Na drugim końcu smyczy uczepiona była krucha istotka płci żeńskiej, na której bydlę zapewne wymuszało w formie niechętnej darowizny śniadanka, a może i obiady. Bidulka wlokła się tam, gdzie wiodła ją mocno obciążona smycz. Gołębie ze stoickim spokojem kontemplowały minimalny ruch na osiedlowych alejkach, reszta drobiu pochowała się w zaciszne wnętrza koron drzew, bądź w gęstwiny tujowych zagajników. Na przystankach senni ludzie czekali na lewiatana, który połknie ich korzystając z nieuwagi postronnych i wypluje gdzieś w centrum, żeby spełnili pańszczyznę do ostatniego drgnięcia etatowego zegara.

2 komentarze:

  1. Pamiętam jak nasz owczarek podhalański (duże bydlątko) ciągnął na smyczy moja niską babcię, która runęła na śnieg i tak po nim jechała, podczepiona do psa (zamiast puścić smycz).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obowiązek przede wszystkim. babcia pilnowała bydlęcia do końca. jak na Westerplatte.

      Usuń