Długie dziesięciolecia poświęcił czas,
żeby wyrzeźbić tę twarz i figurę poszukując idealnej kreski. Z każdym rokiem
nabierał wprawy i był coraz bliżej celu, choć nie dla każdego jest równie
łaskawy. Ciekawe, czym zasłużyła sobie owa pani siedząca pośród tych lewą ręką
rzeźbionych na podobne awanse i przywileje.
Na chodnikach mnóstwo młodzieży w
militarnych strojach. Może to wina chłodnego wiatru, który spenetrował moje
ciało sięgając pod koszulę, jednak wzdrygnąłem się na myśl, że jeden z wielu
nieomylnych u steru może wpaść na „genialny pomysł” i wysłać tę młodzież aby
broniła granic bratniego narodu (skąd ja znam tę retorykę?), gdy tamtejsze aroganckie
byczki będą w tym czasie pacyfikować starców i opornych.
Dziewczęta, w zbiorowej iluzji malują
oczy wulgarna kreską przedłużając je niemal do uszu sądząc, że to wystarcza,
aby zostać księżniczką. Tymczasem przypomina to kiepską karykaturę – te lepsze
można za grosz kupić u rynkowego artysty.
Kobiety spacerujące w kapciach marzną w
stopy, jednak nie skłania je to wcale do założenia bucików. Inne, które
zdecydowały się na tak odważny ruch rezygnują ze skarpetek, albo zakładają
najkrótsze z dostępnych, jakby wstydem było okryć stopy bawełną.
Usiłuję wyrwać się z rynkowych pierzei,
jednak deptak kolaborujący z zimnym słońcem robi co tylko się da, żeby mnie nie
uwolnić. Słońce świeci prosto w twarz, a na dodatek odbija się od
wypolerowanych niezliczonymi stopami granitów i nawet pokornym zagląda w oczy
oślepiając bez litości. Wreszcie udaje się. Mknę wzdłuż wielopoziomowego
parkingu, którego elewację zaprojektowano w pnącej zieleni. Z sukcesem.
Winobluszcze roją się i kłębią, ukrywając cyklopią kamerę podejrzliwie łypiącą
na turystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz