Dziś pozwalałem wyobraźni na nieco
więcej niż zwykle. Może z powodu słońca, które uprzejmie wynurzyło się liżąc
zawilgłe chodniki. I widzenia dorosły do owego rozpasania. Tak sądzę, ale
pochwalę się, żeby nie było, że chowam wyłącznie do własnej degustacji.
Jaki Indianin, taki rumak. Tashunka
Uitko z mojego poranka nosił bluzę z kapturem przykrytym długimi rozpuszczonymi
włosami, a ręką swobodnie przytrzymywał wodze roweru starannie przepatrując
opuszczone ogródki działkowe. Wypatrywał Długich Noży, ziół, czy zwierzyny? Nie
wiem i się nie dowiem bo autobus błyskawicznie pozbawił mnie ciągu dalszego tej
historii.
Potem pojawił się brodacz, na
południowej półkuli mózgu noszący zarośla gęściejsze, niż flora pierwotnej
dżungli. Po ostrzyżeniu półkuli północnej i ozdobieniu południowej geometrią rodem
z barberskiego salonu przypominał zdziczałego uporczywą hodowlą zarostu (z
grubsza cztery trójki na liczniku lat) Ramzesa pierwszego, a może nawet sięgnął
marzenia zaplątanego na zbyt krótko w historię dynastii piątego z kolekcji
Ramzesów, który nie zdążył ufizycznić odpowiednio rozpasanej brody wynosząc ją
na boskie oblicze poza senną malignę.
Na przystanku umierał pluszak zgubiony
przez niezdarne, małe rączki. Ciężarna zebra w czerwonych pantalonach. A może
to był trefniś chwilę po tym, jak zwędził z pańskiego stołu tłusty kąsek i odprowadzony
rubasznym śmiechem pijanego gospodarza? Wolałem nie pytać ukraińskich byczków rozglądających
się z miną zdobywcy nowych terytoriów. Ani starszych pań objuczonych siatami na
jakie już jutro nie będzie je stać.
Obserwowana rzeczywistość śmielsza bywa od fantazji...
OdpowiedzUsuńjotka
no... nie wiem. kto wie, co mieszka w głowach tak naprawdę.
Usuń