czwartek, 10 sierpnia 2023

Roztrzepaniec.

 

    Kopciuszki drepczą po wróblich śladach, jakby sprawdzały powody ich rozszczebiotanej, porannej wesołości. Na niebie króluje żółtko słońca, gdy drogą spomiędzy pól nadciąga niewiasta w bieli. Odkarmiona, czerstwa, nie przystająca do estetyki wybiegów modowych. Wciąż nie rozumiem idei, każącej kobiecie zagłodzić się niemal na śmierć, aby uzyskać sylwetkę promowaną przez homoseksualnych często guru. Skąd pomysł, że sylwetka ogołocona z masy ma być piękna? Że głód wygryzający resztki wypukłości spod skóry to norma pozwalająca utrzymać się w nurcie?


    Kwitnące mydlnice zakłócają monokulturę zieleni trawników i to trochę wybija mnie z dywagacji o życiu na krawędzi bilansu energetycznego. Starsza pani w kapciach pracę zaczęła już w autobusie, udzielając głośnych instrukcji spuszczonym ze smyczy sprzątaczkom, informując je przy okazji, że już za chwilę zaszczyci je swoją obecnością w rewirze. Osiedlowy Mesjasz, aby nie zawieść nosów wiernych opryskał obficie dekolt jednym specyfikiem, a drugim zdezynfekował uszy. Po rozmowie telefonicznej? Czyżby napłynęły słowa, które należy spłukać jak muszlę po dłuższym posiedzeniu?


    Karampuk, który po tygodniowej (ukradkowej) obserwacji okazał się być płci męskiej (fizycznie) ograniczył właśnie poziom mimikry i teraz jest ciut łatwiej dostrzec w nim pierwiastek męski. Autobusy zbiły się w strwożone stadka i jeżdżą watahami. Na chodniku było ich zaledwie dwóch, a potrafili zawłaszczyć całość, pozostając przy tym w szponach apetytu na niepierwsze, poranne piwko. Wierni pokornie czekają na otwarcie świątyni, a pobladłe twarze sugerują, że moc grzechów ostatniej nocy jest przerażająca i wymagać będzie solidnej pokuty. Kobiety o mięknącej urodzie, gryzionej przez czas od wielu lat idą nastroszone, wpatrzone w chodnik bez cienia iskry w oku. Ciche, jak czapla ukryta skromnie w oczeretach.


    Na ścieżkach codzienności gram w klasy na chodnikowych płytach i wspominam rozdziały bez których można się obejść. Poszedłem w myślach ciut dalej niż Cortazar – beze mnie też można się obejść. I to zupełnie bezkarnie.


    Gęsto porysowane dzieciaki idą trzymając się za ręce i wyglądają jak zrolowany i otwarty w środku komiks. Za nimi dziewczynki okolczykowane tak, że być może nie potrafią ich jeszcze zliczyć, bo w szkole nie zaczęli uczyć o liczbach dwucyfrowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz