niedziela, 20 sierpnia 2023

Kreacja wizerunkowa.

 

    Kurs zaawansowanego makijażu mi się zamarzył. Wyszukałem, zapłaciłem, a gdy kolej na mnie przyszła, przybyłem, uczesany elegancko, z przedziałkiem niemal zaoranym do pierwszych sprośnych myśli. Usiadłem przed panienką piękną, subtelną i obudowaną taką masą sztuczności, że poczułem się kompletnie nagi, mimo wdzianka odpustowego i butów śliną o portki oczyszczonymi.


    Ani szminki, ani tuszu, sztucznego biustu, pazurków, czy chociaż rzęs – nic, kompletna pustynia. Wstyd i sromota. Na szczęście pani łaskawie przeszła od razu do meritum, uznając, że jestem jako ta niezapisana tablica, którą należy czym prędzej upaćkać – i to moimi łapkami, za moje grosiwo.


    Pokazała ruchy niebanalne, palety barw, przy jakich Rembrandt doznałby emocjonalnego wytrysku, oraz pełen zestaw doczepianych trwale, lub tymczasowo utensyliów. Zaginąłem bez wieści. Natychmiast. Świat mody i modelek uwiódł mnie bez reszty, gdy drżącą ręką nakładałem na się kolejne szpachle i fluidy, żebym zaświecił niczym świętojański robaczek odwłokiem.


    Znaczy ten… No dobrze, poszedłem do łazienki sprawdzić, pozorując fizjologiczną potrzebę, jednak w barchanach nic nie świeciło, na szczęście. Wróciłem skruszony i kontynuowałem. Depilacje rozmaite do łez mnie doprowadziły i na skraj obłędu, ale gotów byłem przejść na drugą stronę mocy, a skoro się rzekło, to przeszedłem. Nie sądziłem, że uroda musi kosztować aż tyle. Z takiej podróży nie wraca się tym samym człowiekiem, choćby chłop z lejcami wciąż czekał przed zakładem. Osiwiałem, choć to nie był problem dla zaawansowanej kosmetologii stosowanej. Można powiedzieć, że to przedszkolna igraszka. Fryz dowolnej maści mieć mogłem, niczym cygański koń na sprzedaż ciągnięty. Albo w ogóle, zamiast fryzu, wytatuowaną instrukcję obsługi 737, czy koreańskiej mikrofalówki.


    Czas mijał, choć nie dla mnie. Zabiegi odmładzały mnie szybciej, niż on płynął. Może był kiepskim pływakiem. Uwsteczniałem się wyraźnie i nieco obawiałem zdziecinnienia, jednak pamięć miałem doskonałą i zwalczyłbym nawet ruch wsteczny, względnie opuściłbym okręt jak zwyczajny szczur widząc objawy zagrożenia. Na razie cieszyłem się rosnącym wigorem już ci krzepnącym poniżej pępka.


    Przyszła pora na metalizację. Metalurgia, to najwyraźniej wyższy stopień wiedzy tajemnej, tylko dla wybrańców, najzdolniejszych w loży, albo najbardziej hojnych. Gwoździe, igły, szpile i agrafki. Czego tam nie było, części samochodowe i kawałki zwykłego drutu, łożyska kulkowe w całości i w częściach – normalnie warsztat mógłbym otworzyć pod szyldem mechanika ogólna.


    Jak wspomniałem – czas mijał, a ja wciąż nie wypróbowałem talentu w realnym świecie, żyjąc w komitywie z kosmetyczką, wizażystką, tatuażystką, modystką i całym wiankiem wsparcia z kręgów szeroko pojętej urody stosowanej na żądanie. Coś mi tam odessali niemal bezpowrotnie, gdzie indziej uzupełnili ubytki płynnym silikonem, ostrzyknęli kwasami, hormonami, sterydami i sam już nie wiem czym, bo chyba moje zagubienie ze stanu fizycznego przeszło na psychikę.


    Wtedy odepchnąłem jedną ręką stół i wstrzymałbym Ziemię, gdyby nie ta franca Kopernik, który już pięćset lat temu z hakiem to zrobił. Musiał być zawzięty, jak ja teraz. Ciekawe, co studiował, bo chyba nie astronomię.


    Na zewnątrz świat wciąż istniał i chyba niewiele się zmieniło. Chłop z lejcami czekał na mnie, słońce świeciło, drzewa gubiły pierwsze liście i ogólnie gwar uliczny zdawał się być swojsko tutejszy. Zapoznany i oswojony. Szedłem właśnie, by na kozioł się wspiąć i gdzie do gospody na kufelek podjechać rekreacyjnie, kiedy między mnie, a furmankę wcisnęło się kilkoro gówniarzy.


    - Patrz! - szyderczo zaśmiał się jeden – ale Fantomas!


    - Noooo! - dziewczę (chyba) mu towarzyszące podziwiało moją facjatę nie okazując zażenowania, czy śladowego choć szacunku – ale model!


    Model? Ja? Byłem z siebie tak dumny, że musiałem przejrzeć się w czymś wiarygodnym. Przy krawężniku leżała kałuża. Mało przechodzona i niezmętniała. Pysk nadstawiłem nad nią i rzut oka upewnił mnie, że jakiś cel osiągnąłem. Nie poznałem siebie! Czyli da się zmienić nawet pitekantropa w coś innego. Trzeba tylko umieć.


    Nie miałem żalu do młodzieży, a do siebie tym bardziej. Na pierwszy raz poszło i tak doskonale. Straciłem rysy, zarost, twarzową galanterię i w ogóle wszystko, czym nasiąkła mi twarz od dziecięcia. Teraz szyję wieńczyło dzieło sztuki. Mocno współczesnej, więc trudnej do zrozumienia. A młodzież pewnie niedouczona, więc pobłażliwie wybaczyłem im inwektywy.


    - Ale żeby od razu Fantomas?

4 komentarze:

  1. Cosik mi się widzi, że Cię zbytnio poniosło. Współczesna młodzież nie tylko nie wie, kto to Fantomas, ale nawet nie zna tego słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dawna dbam o stopy. Począwszy od paznokci po ostrogi.
    Jako, że skromny i przezorny ze mnie człek, chodzę ze spuszczonymi oczmi. Ludzkie stopy, w ten letni czas, uwolnione ze skarpet, rajtuzów i itp są w przerażającym stanie(higiena). Kobiece paznokcie pod kolorowymi farbkami ukrywają stan faktyczny...
    Ze swoją gębą nie mam zatargu, jest tak doświadczona przez zarówno mrozy i upały, że żadne zabiegi dermatologiczno-kosmetyczne nie pomagają. Mam wszystko wypisane na facjacie i nie mam zamiaru ukrywać tego pod maską(szkoda mi zresztą ogórków).
    Jak to się ogólnie mówi? Facet z niewyjściowym ryjem? Mimo to wychodzę i ferment sieję-może również jestem durniem?
    Przed ważnymi wizytami służbowymi maluję sobie paznokieć najmniejszego paluszka na karminowo i staram się nie dłubać w nosie w trakcie składania raportu. Moja szefowa to kobita nabita w czerni...
    przezorny Janek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kobieta nabita w czerni - ładnie powiedziane.

      Usuń