Dziewczę w obcisłych pantalonach i z włosami spiętymi w misterny węzeł, namalowało sobie na twarzy karminowy smutek. Bardzo dojrzały. Nawet pulsujące synchronizacją kamienie słuchawek nie potrafiły go rozproszyć. Obok pięknych, przedwojennych kamienic stoją socjalistyczne bunkry, poszarzałe od smętnych myśli osadzonych w nich lokatorów. Mijam kobietę o włosach ukrytych na chwałę Boga pod chustą, parę gołębi w trakcie rytualnego obmywania nóg w Rzece, która mimo chaosu na lądzie wciąż trzyma poziom, konserwatywna jak nauki wszelakich kościołów. Nad brzegami pasą się kosaćce, tataraki i krwawnice. Pewnie przyglądałbym się nieco dłużej, gdyby nie szara, rozgoryczona najwyraźniej chmura podążająca moim tropem i łkająca jakieś zapieczone żale, gdy przede mną Rzeka w słonecznych kleksach. Rajskie jabłuszka tracą meszek niewinności szybciej niż galerianki złudzenia, że pisany im los „pretty woman” z filmowego ekranu. W wąskiej, mijanej obojętnie przez turystów uliczce odnajduję namalowanego spray’em na ścianie kleksa do góry nogami. Może artysta uliczny stał na głowie, kiedy go modelował?
Ostatnio czuję się wręcz śledzona przez takie smętne chmury...
OdpowiedzUsuńŻe tez nie ma rady na tych graficiarzy, niechby u siebie w salonie takie malunki uskuteczniali!
jotka
w powodzi chłamu można znaleźć urokliwe wysepki. smak artystyczny nie każdemu jest dany i każdy inaczej czuje estetykę. szkoda, że większość "malarzy ściennych" jest mało wyrafinowana.
Usuń