wtorek, 30 kwietnia 2024

A gdyby tak.

 

    Młody facet wysiadł z autobusu i przebiegł jezdnię w miejscu niedozwolonym. Skręcił w kierunku kościoła, żeby jak najszybciej wyspowiadać się z grzesznych zachowań. Gdzieś obok przypałętał się chłop w kapciach o posturze zapaśnika i szedł tak jakoś kanciasto, jakby miał zdrowo(?) obite jądra. Bolało od samego patrzenia.


    Słońce przekonało kobiety do sukienek (wreszcie!), więc coraz śmielej uwodzą bladą, pozimową nóżką. Na pewno jestem tendencyjny, jednak twierdzę, że kobieta w sukience wygląda o dwie klasy lepiej od siebie samej w spodniach. Co przezorniejsze, pod sukienkę zakładają leginsy – szczególnie, kiedy powożą hulajnogą. Wtedy i czapka nie jest przesadą, bo pęd powietrza gotów wystudzić uszy do ciemnej czerwieni.


    Jak to w robocze poranki, gość w zielonym uniformie zdmuchuje śmieci z chodnika na jezdnię. Zanim skończy, przejeżdżające samochody sprawiają, że wracają one znów na chodnik. I tak każdego dnia. Jakby nie można było tak po prostu zamieść tych śmieci. Na moście zauważam troglodytę we wnętrzu samochodu. Przeżuwał coś i nie zdziwiłbym się, gdyby to były przekleństwa. Dwie brunetki szły sobie z dużymi, wiklinowymi koszami jakby sezon był na grzyby, ale przecież nie na moście, że o porze roku tylko burknę. Na ryby też nie szły, bo bez sprzętu. Okazało się, że to kosze na gotówkę. Darowizna na cel szczytny i konieczny. Zaraz za mostem, deptaczkiem w górę Rzeki przechadzał się młody łabędź. Nurt nie był porywisty, więc może woda zimniejsza niż zwykle? Zacgwyca mnie dziewczę w sweterku. Może sama dziergała i rękawy wyszły jej zbyt długie, za to na plecach wyraźnie zabrakło włóczki. I tak wyglądała uroczo.



    PS. (psss…) Włócząc się po wyspach/mostach/zaułkach/wąskich uliczkach wokół Rynku pozwalam sobie na zuchwałość myśli. Na gdybanie. Najczęściej pozwalam sobie na zbyt wiele. Dziś zacząłem skromnie więc gdybię… (gdybam?) – usiadłbym w jednym z mijanych miejsc na miesiąc, to nazbierałbym zauważeń na całą książkę. A w zależności, które byłoby to miejsce, książka byłaby inna. Może nawet z pięć osób przeczytałoby takie gdybalne dzieło? Jak było do przewidzenia – rozzuchwalam się i postanawiam rozmnożyć. Mógłbym siedzieć miesiąc we wszystkich miejscach naraz. I wtedy książka byłaby tak nasycona widzeniami, że już nikt nie dałby rady jej skończyć. Poza mną. Ale pisze się łatwiej niż czyta.

6 komentarzy:

  1. no,
    blisko, blisko
    kumaty znajomek, zawiesił parę kamerek w okolicy, teren prywatny. I obserwuje. Jacyś obcy wyrzucają buteleczki, pety itd., itp. -może się dziać...
    Denerwujące są kamerki w tramwajach, autobusach...obserwatorzy obok, a tam szklane oczko mruga
    łatwiej mi się jednak czyta..., kroniki dnia codziennego, kalejdoskop nowości. Nekrologi są zbyt nostalgiczne, coraz więcej znajomych..
    gdybanie? może rozwijać wyobraźnię?
    z mostu lubię pluć i rzucać kamieniami w spławiki...
    Jasiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdybanie na pewno rozwija wyobraźnię. ma to wbudowane w samą ideę gdybania.
      jestem zwolennikiem analogowego podglądania. kamerki, to dla influ... tfu - dla nich właśnie.

      Usuń
  2. Aby dopasować się do nastroju, nabyłam właśnie sukienkę w kolorze słońca i drugą - w kolorze nieba. Cieszą mnie niezmiernie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obyś nie założyła ich jednocześnie - byłoby to okropne!

      Usuń