niedziela, 21 kwietnia 2024

Spotkanie z absolutem.

 

    Chwyciłem nieskończoność i ścisnąłem mocno.


    - Ale jej gały wybiło – pomyślałem – pewnie zsiniała na pysku… Tylko, gdzie nieskończoność ma pysk?


    Żonglowałem myślami, nie przestając trzymać ją za coś tam... za cokolwiek... Mam nadzieję, że dorosła i nie posądzą mnie o jakieś ukryte ciągoty ku nieletnim. Nie… Bzdura! Nieskończoność pewnie jest starsza od świata. I może, zanim układ nerwowy doniesie jej informację, że czas krzyknąć „ała!” zwłoka przerodzi się w lata świetlne, a owo coś schwytane przeze mnie obumrze, albo zmutuje i zaowocuje odrębnym życiem.


    Trzymałem, choć ręka mi się pociła. To jak z tym bykiem, którego łatwo dosiąść przy wsparciu asysty, a zleźć bezpiecznie już ni cholery nie idzie. Więc napinałem wątły muskuł, nie chcąc uwolnić potwora i myślałem, co z nim począć, aby się nie odwinął. Ów pysk mnie kusił. Zamalowałbym w papę i po kwiku. Byłby czas uciekać, albo kopniakami zapewnić sobie wygrywającą przewagę. Albo w jaja… Chyba się rozmarzyłem, bo skąd nieskończoność ma mieć jaja? A jeśli to ona? Kopać babę w jaja może tylko mieszkaniec szpitala psychiatrycznego. Może nie całkiem mi daleko do podobnej etykietki? Wszak trzymam tę małpę mocno w garści. Jak wesz trzymająca się końskiego ogona.


    W końcu olśnienie. Wszystko przez oczne miraże. Zerknąłem bowiem w prawo, a tam nieskończoność wiła się poza granice widzianego. Pysk nie mieścił się w zasięgu wzroku. W lewo – podobnie. Mgły nieostrości obrazu przesłoniły możliwe zwieńczenie sylwetki.


    - A więc to tak! - sapnąłem dumny z osiągnięć dedukcyjnych – złapałem ją w pół i tym moim chwytem podzieliłem ją na części. Może nawet połowy. Pół nieskończoności, to już nie cała sztuka. Czyli da się. Koniec został określony. Przód powinien mieć ów niezauważalny pysk gdzieś tam. A skoro byłem tak zdolny, żeby podzielić nieskończoność skutecznie i szczęśliwie, to czemu miałbym nie zgadnąć, z której strony jest odwłok, a z której pysk?


    Przyłożyłem drugą dłoń, niecały metr dalej. W prawo. Znaczy – dla mnie w prawo, a jak tam wyszło nieskończoności, to nie wiem.


    - Sprytne! Teraz mam pół nieskończoności, niecałe pół nieskończoności, a między rękami fragment nieskończoności… Szczeniaczka takiego. Okrawek, strzęp… Bez pyska i odwłoka, ale jednak. A gdyby tak wyrwać toto z całości i cisnąć do lasu, albo do rzeki? Wytworzyłbym nowe życie, a przy okazji zmusił dwa większe fragmenty do ujawnienia zakończeń. Chyba po własne dzieciątko by przyszli? Ludzie rozmnażają się przez podział, ale o wyniku dzielenia nie zapominają zbyt chętnie o szczątkowej ofierze. Opiekują się i troszczą.


    Spróbowałem szarpnąć, ale trzymała się dzielnie. Miliardy lat doświadczenia. Bez sprzętu nie uciągnę. Już łatwiej zlokalizować pysk i choć paluch w oko wrazić na początek, a potem powalić, zniewolić, zmusić do kolaboracji, uległości, czy co tam znajdę na mrocznym dnie własnej duszy. Może popełnię z nią mezalians, albo choć zatrudnię do sprzątania i innych gospodarskich obowiązków?


    Pociągnąłem jedną ręką, co popchnęło mnie naprzód. Jakbym linę przeciągał, tak ruszyłem wzdłuż nieskończoności, z każdym krokiem zbliżając się do niewidzialnego pyska. Szedłem i szedłem, tłumiąc wątpliwości, czasem pogwizdując i opowiadając duperele z własnej, krótkiej przeszłości. Nieskończoność nie chwaliła się niczym. A może mówiła, wymawiając każdą sylabę przez dwa wieki, więc zanim powije pełne zdanie, ziemia się rozpadnie i przejdzie do historii?


    Przyjemniej szłoby się we dwoje. Można byłoby po drodze… Oblizałem się tylko, błyskawicznie dostrzegając mnożące się możliwości. A byłem sam. Przyspieszyłem i czas jakiś gnałem, udając, że za kolejnym widnokręgiem znajdę chętnego do wspólnej podróży do pyska nieskończoności. Sam ze sobą wynegocjowałem uległość względem wspólnika, żeby i on (a jeszcze lepiej ona) miał coś z tego poświęcenia się idei.


    - A jeśli to uroboros? - Trwoga mnie dopadła pośród zmierzchu, który nie przyniósł rozwiązania dylematu – Jeżeli początek pożera koniec, albo wręcz przeciwnie? Jeśli nieskończoność toczy się kołem, wstęgą Mobiusa, nie mając tego miejsca, w którym rozpina się niczym pasek? To możliwe? Skoro nieskończoność jest możliwa, to brak złącza również. Na początku wszystkiego nieskończoność nie miała od kogo uczyć się, że koniec wymusza początek, a początek zmierza do końca bez nadziei na ucieczkę z zaklętego kręgu istnienia. Najwyraźniej musi być bardzo stara. Może nawet już nie myśli, bo ją Alzheimer dopadł tak dawno, że straciła świadomość istnienia.


    A ja chciałem tę starowinkę wziąć na but i skłonić do… tfu! Nekrofilia nie darmo jest zboczeniem godnym potępienia! Już miałem machnąć ręką i puścić tę francę, niech się znów scali w pełną nieskończoność bez mej skazy na grzbiecie, bo strach mnie odszedł zupełnie w obliczu niedołężnego wroga, kiedy ostatnia iskierka zdrowego (?) rozsądku zapytała, skąd pomysł, że trafiłem na starą nieskończoność. A może to gówniarz w przedszkolu nieskończoności? Osesek, względnie nastolatka krnąbrna i egoistyczna, albo cyniczny młody samiec skłonny do tyranii? Nie mylić z tyraniem. Tyrałem ja, wlokąc się ku domniemanemu pyskowi, który już obrósł we mnie w mitologię najmarniej trzytomową. Prozą, nie wierszem. Z takim pyskiem mógłbym się zaprzyjaźnić. Umiałbym. Jestem jak kameleon. Potrafię żyć pośród zmanierowanych gogusiów w krawatach i koszulach wykrochmalonych na blachę i wśród wonnych braminów rozpoczynających dzień od dawki alkoholu etylowego dowolnej rozpiętości. Sam, czy w towarzystwie, doskonale radzę sobie z teraźniejszością, ale ona wydaje się taka pochopna… Tak szybko ucieka, wycofuje się, zostaje osadem na dnie pamięci. Nieskończoność zdaje się być jej przeciwieństwem. Niby jej nie ma, a dopiero kiedy człowiek zabierze się do dowolnego dzieła, natychmiast się pojawia z tym swoim ironicznym interwałem czasu, zbyt wielkim na możliwości ludzkie.


    Wlokłem się już na obolałych nogach i gdyby teraz ów pysk się pojawił, nie miałbym sił na wyczyny piłkarskie. Przystanąłem, wciąż nie puszczając schwytanej. Otarłem pot z czoła i uświadomiłem sobie, że nie bardzo pamiętam już po co szukałem pyska. Zaćma umysłowa. Podrapałem się po głowie, a tam, zamiast gęstwiny włosów, jakieś posklejane potem resztki. Na dłoniach wyrosły plamy wątrobowe, tworząc niezrozumiałą mozaikę, oddech płytki, nierówny, dupa ciężka, błagająca zmiłowania. Musiałem. Po prostu musiałem usiąść i odpocząć choć chwilę. Oprzeć się plecami o nieskończoność, żeby mi się nie zapodziała i posiedzieć. Odrobinę marną, jak długość życia jętki. Puściłem nieskończoność, by zrealizować kaprys. Rzecz zdawałoby się prosta, a jednak nie. Wszechobecna słabość przegryzła się przez komplet mięśni. Powiedzieć, że siadłem, to szyderstwo. Przewróciłem się i zgasłem. Jak wypalona do dna świeca. Chciałem się oprzeć plecami o nieskończoność, ale nie było jej tam. Wcale. Kadłub zaskoczony pustką poleciał dalej, aż wyrżnął na ziemię ciężko i bez wdzięku. Zanim zdążylem się zmartwić było już po wszystkim. Nieskończoność nachyliła pysk tuż nade mną. Nawet nie śmierdziało jej z gęby, choć pomarszczona była bardziej niż jabłuszko zimujące w ziemnym kopcu. Przyglądała mi się beznamiętnie.


    - Ostatnia okazja – szepnęła mi wprost do ucha – naprawdę chciałeś mi nakopać? Chyba cię lubię zuchwalcze! Ale ty już tutaj zostajesz. Ja lecę dalej, bo kolejni czekają na balustradę. Drogowskaz ku przyszłości. Rozkładaj się na chwałę ziemi!

14 komentarzy:

  1. Od samego początku zastanawiało mnie, po co bohater złapał i trzymał tę nieskończoność, a później chciał zobaczyć jej pysk. Nieskończoność w gruncie rzeczy musi być nudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każde życie jest do niej podpięte. i czasami chce zobaczyć, kto ciągnie za sznurek...

      Usuń
  2. Zuchwaly pogromca.
    Fajnie,że to polubiła.
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ,że go polubiła
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawda,prawda .....wielu podejmowalo walki i poleglo.
    I jeszcze to przekonanie,że idzie się dobrze obraną ścieżka
    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko jest ok, tylko instrukcja jak żyć gdzieś się zawieruszyła. i wskazówki dokąd iść - też brakuje. no, chyba, że iść do śmierci.

      Usuń
  5. Powiem szczerze......."walka" mnie ujęła .......mistrzostwo!
    Boję się że zacznę naditerpretowac....może już zaczęłam?więc już nic nie napiszę
    Basia


    OdpowiedzUsuń
  6. nieskończony pysk połknął swoją własną nieskończoną dziurę, czarną...brrr
    zgaga, refluks...
    Jasiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a kto tam wie, jak daleko od przełyku do żołądka.

      Usuń
  7. Może nie miała apetytu na nic innego? Może jest na diecie? 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieskończoność i ograniczenia? naprawdę nie kłóci się Tobie?

      Usuń
    2. Samowystarczalność to ideał, do którego powinniśmy dążyć.

      Usuń