Miejscowi eskalują. Przynajmniej posiadacze i właściciele, którzy każdego ranka (i wieczora) zasilają osiedlowe rabaty w skoncentrowany nawóz w ilościach agrotechnicznie nieuzasadnionych. Otóż posiadacze-wyprowadzacze w ramach rosnących uczuć do braci mniejszych (że też ktoś pozwala sobie na takie inwektywy względem ras innych) nie mieszczą ich względem pojedynczego egzemplarza i muszą, tak po prostu obarczać własną miłością dwa, trzy, a czasem i cztery czworonogi. Wychodząc z domu z rozmerdaną czeredką, której po łapach cieknie od całodobowej miłości poszukują dodatkowych kończyn, by ową zgrają jakoś sensownie zarządzać, co łatwym nie jest. Kto usiłował kiedykolwiek poskromić dwie sztuki narybku, ten wie, że to praktycznie awykonalne. Na osiedlu aż kipi od uczuć – właścicieli do przybierającej (ilościowo i masowo) własności, czworonogów do innych czworonogów i obcych do obcych, przy czym ci ostatni niekoniecznie tryskają uwielbieniem.
PS. Prosta matematyka wskazuje, że piesek wysikując ciągle w to samo miejsce gorący, świeżo wyprodukowany nawóz powiedzmy skromnie po szklaneczce dziennie, rocznie osiąga poziom około stu litrów – solo! A kiedy jest ich kiść? Pół hektolitra na trawniczku, na którym Antek Kasię chciałby zauroczyć, lecz ledwie mały kocyk mu się zmieścił… Nawóz różami nie pachnie, a nawet gdyby, to czy każdy lubi róże?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz