Grudniowy deszcz gładko wpisuje się w podejrzenie, że zamiast czterech (sześciu) pór roku mamy obecnie dwie – suchą i deszczową. Jak w Afryce, co poniekąd tłumaczy napływ permanentnie opalonych istot włóczących się po Mieście. Chodniki służące jak sama nazwa wskazuje do chodzenia, zamieniły się w brodziki, więc potulnie brodzę.
W autobusie podsiada mnie czarna puma. Młoda, gibka, zapewne niebezpieczna. Oddycham bezszelestnie, by nie zatopiła we mnie kłów, ale ona zatapia wzrok w monitorze, więc czas jakiś pożyję. Nie mruczy, nie oblizuje się. Może jest syta. Faceci mając do wyboru podwójne siedzenia zwykle siadają głębiej, by kolejny użytkownik mógł bez problemów zająć wolne miejsce. Kobiety siadają z brzegu, ale dlaczego, to nie wiem. Musiałbym chyba płeć zmienić.
Manekiny w ślubnych sukniach zerknęły na siebie znacząco, gdy jako pierwszy minął je palący wonnego papierosa Nóżka, a nie ja. One już wiedziały, że jestem w lekkim niedoczasie i zapewne wymieniały kąśliwe uwagi. Łatwo im gadać, kiedy stoją sobie w ciepłym i patrzą na moknących przechodniów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz