Szesnaście zakonnic szło właśnie do nieba. Niespiesznie, skromnie, z poczuciem satysfakcji z ziemskiej służby. W szarych, mocno spranych habitach odświętnie odprasowanych i wyczyszczonych adekwatnie do okoliczności. Zbiły się w ciasną grupkę, niczym stadko owiec sprawnie zagnanych przez owczarka, więc z pielęgnowanej przez lata oszczędności miast szesnastu pojedynczych, szły pod wspólną, też niespecjalnie okazałą aureolą. Złośliwcy zadzierali głowy, zerkając, co zakonnice noszą pod habitami, podśmiewując się z niewydepilowanych łydek, względnie wełnianych podkolanówek, bo w górze zimno. Nim wzrokiem sięgnęli w mrok zaoszczędzonych cnót kobiecości, nadjechał eszelon Muska i rozniósł w pył stadko. Po niebie wiatr rozniósł resztki - drobne postrzępione chmurki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz