Wielka Niedźwiedzica zwiesza łeb nad jednym z ostatnich w okolicy nieużytków – tym za Biedronką, gdzie ma powstać ośrodek dla uchodźców, gdzie tramwaj nie dojedzie, żeby nie ułatwiać obcym podróży do centrum. Niech sieją popłoch w miejskich opłotkach. Kos, jak czarna dusza bezgłośnie skoczył z trawnika wprost w ramiona klonu i robił tam to, co kosy robią, nim świt wybarwi osiedle i nada mu kształtów. Różnice temperatur między wnętrzem, a zewnętrzem matowią szyby i sprawiają, że stają się nieprzejrzyste. Oddechem można wysyłać sygnały Morse`a, gdyby tylko znalazł się ktoś, kto wciąż potrafi odszyfrować ciągi kresek i kropek. Klepsydra w czerwonym płaszczu i białej czapce ma kształty sprzed epoki rzeźbienia nienagannej sylwetki skalpelem. I co z tego, że ma zmarszczki, skoro nawet one są nieoszukane i zasłużone godziwym najwyraźniej życiem.
Nóżka dziś zasępiony. Spotykam go ciut za szybko, ale nie jakoś dramatycznie. Spoza okularów zerka na świat, jakby cały zamierzał zbesztać, gdy tylko się napatoczy. I nawet młodziutka baristka, zagubiona w otchłaniach swojej wielkiej torby nie poprawia mu nastroju. Na wystawie sukien ślubnych – kreacje w czerwieni. Jedna ze szczerozłotych dam dysponuje rozcięciem tak odważnym, że złotym, doskonale wydepilowanym łonem chwali się bezwstydnie, a jeśli ma rumieniec, to także złoty.
A kiedy w radio słyszę „podwójne zapro na imprę” czuję się staroświecko poirytowany. Niech będę lamusem, ale media powinny trzymać klasę, a nie równać do rynsztoka, żargonu i nowomowy. Podobnie czuję się na spektaklach teatralnych – ostatnio byłem na takim, gdzie przez dwie godziny aktor zaklął tylko raz. Podczas wcześniej oglądanych przedstawień hurtem walili między oczy śmietnikową ekspresją. Niesmak, to najłagodniejsze ze słów, jakie przychodzi mi do głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz