Stał
na moście o kamiennych balustradach i wyłożonym granitowym brukiem. Oparty o
kamień schłodzony nurtem rzeki płynącej od niepamiętnych czasów podglądał, jak
spod mostu woda wypływa z niepojętą cierpliwością. Przęsła rzeźbione w białopierśne
boginie bogato umajone wodnym kwieciem nie przeszkadzały w zadumie. Stał niemal
tak cichy, jak ów most i niewiele od niego ruchliwszy. Spod mostu wypływała
woda, nad mostem przepływał czas, wiatr wydmuchiwał spomiędzy kamieni drobny
piasek i nasiona jesionów i jaworów, a dźwięki rozbijały się gdzieś na
widnokręgu, żeby nie zakłócać melancholii.
Pan
z umorusanym pieskiem, pani z wózkiem, chłopak pod rękę z dziewczyną, jakiś
wędkarz pobrzękujący butelczyną na czarną godzinę, albo fetę mijali go z
wzajemną obojętnością, zanurzeni we własne codzienności. Słońce trącało go
dyskretnie w prawy bark, jednak na tyle nieskutecznie, że zrezygnowało, przeniosło
się i próbowało szczęścia po lewicy. A on stał milcząc, z oczami nasiąkniętymi wiecznością
wody. Jeżyny, bluszcze i dzikie róże walczyły o dostęp do słońca wyciągając się
pazernie wszędzie, gdzie nie sięgały cieniem gałęzie topoli i czeremch.
Wiatr
przedzierał się przez szpakowate włosy i wił sobie malutkie tornada w brodzie
wyraźnie poprzetykanej siwizną. Twarz pobrużdżona, dotknięta ostrym klimatem i
życiem blisko natury mogłaby wyrazić każde uczucie, bo charakteru jej nie
brakowało, jednak teraz nawet zmarszczki pozostawały bezczynne i jednym drgnięciem
nie sugerowały znamion jakichkolwiek uczuć. Zupełnie, jakby to martwa natura
była, niewprawną ręką wyrzeźbiona. Oczy wyblakłe już od tej wody, rozcieńczone,
kiedyś musiały być błękitne, lecz teraz stawały się lustrem i przybierały
odcień okolicy na którą zerkał – pośród granitów były szare, zimne i milczące dosadnie,
gdy pochylał się nad nurtem natychmiast dostawały granatowych obwódek, które dyskretnymi
kręgami rozpływały się na gładką powierzchnię spłukanego błękitu.
Cisza
skamlała o zauważenie i łasiła się do nogawek spodni drżących od powietrza,
które wodzie zazdroszcząc płynęło zgodnie z biegiem rzeki jak autostradą.
Zlekceważona bezceremonialnie rozsiadła się na moście i niemalże nogę na nogę
założyła. Siedziała na obmurowaniu mosiężna i ciężka, przez którą przebić się trudno.
A przecież nic wspólnego ta cisza nie miała z tą, która nocą odwiedza świat
przykryty śniegiem, żeby złamać jedną zapodzianą gałązkę eksplozją, żeby wilkom sierść najeżyć na grzbiecie, a płową zwierzynę przepłoszyć po kres
widzenia. Chyba kopnęłaby go, gdyby się śmierci własnej nie bała, więc
siedziała i z oczu próbowała odszyfrować znaczenie.
Patrzył
na nią, albo przez nią - trudno wyrokować, kiedy twarz miał wolną od emocji.
Wreszcie wyciągnął rękę i popchnął ją. Lekko popchnął, a przecież wystarczyło, żeby
drobniutkim, ukruszonym kamyczkiem spadła w nurt, który pożarł ją natomiast. Uśmiercił
z bezwzględnością głodnego aligatora i lubieżny uśmieszek rozpłynął się rozciągniętymi
kręgami sytej wody. Wiatr zagwizdał z podziwem, że ktoś oprócz niego potrafi
ciszę poskromić, a echo jej krzyku rozdarło widnokrąg. Świat napełnił się
drobnicą, której tu nie było przed chwilą. Skrzypienie zmęczonego żurawia,
niosącego na haku jakieś pręty zbrojeniowe jęczące w wygięciu, dzwon raz zakrzyknął
z kościelnej wieży i odbijał się echem pośród ceglanych elewacji gasnąc powoli
i niechętnie, syreny dwóch oddziałów straży pożarnej przekrzykiwały się na
skraju wrażenia, ktoś trzepał dywan…
Stał
nadal, beznamiętnie gapiąc się w wodę, która teraz zaczęła szeptać i mlaskać bardzo
ostrożnie, jakby nagle otworzyło się pudełko z dźwiękami. Okolica zarażała się
lawinowo hałasem i ujadała nie wnikając, czy trzeba, czy też nie. Zupełnie jak wiejskie
burki, kiedy nocą ruch wywęszą i stadnie obszczekają ów ruch do bólu gardeł i
przekleństw obudzonej wioski. Zapytać chciałem, bo mnie ciekawość żarła żywcem
i bez znieczulenia, ale tylko oczami pytać mogłem, bo zdumienie głos mi
zabrało. Popatrzył na mnie trochę spod oka, trochę kpiąco, ale nim odszedł
kręcąc głową pośród cienia śmiechu powiedział:
- Grube
argumenty bronią się nawet milczeniem, chude wymagają wsparcia krzykiem. Patrz,
ilu krzykaczy wokół. Tumany z mównic głoszą święte androny, wygrażają pośród
słów niezrozumiałych, skandują, jęczą, malują hasła na coraz większych
połaciach rzeczywistości. Własnymi tyłkami wrzeszczą tępe baby wpychając nagie biusty wprost w okna kamer, bo przecież dzisiaj ich jeszcze nikt nie widział… Odpocząć
chciałem. Choć jedną chwilę.
Z tego samego powodu wracam z pracy przez park...a drzewa i wiewiórki niczego ode mnie nie chcą:-)
OdpowiedzUsuńpowodzenia - niech Twój park rośnie swobodnie i daje radość ciszy.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńKrzyk ciszy...
https://www.youtube.com/watch?v=QCopoCoerRs
Właśnie ta wersja - ze wstępem Z. Łapińskiego na pianinie i szemrzącą w tle gitarką. Najpierw właśnie instrumenty. Potem długo, długo nic i... tekst. Nawet - jeśli to obrazoburcze wobec barda, nic nie poradzę, że tak to odbieram:)
Pozdrawiam:)
myśli poezji chadzają bardzo zawiłymi ścieżkami.
Usuńchyba nie zrozumiałem - tytuł, czy treść skojarzyła się z pieśnią?
bo różnice w skali autorów potrafię zauważyć.
I tytuł i treść. Ale najpierw z muzyką "Źródła". Z klawiszami i szarpaniem strun. A dopiero potem ze słowami Kaczmarskiego. Jego tekst jest świetny, ale akompaniament sprawia, że słowa powszednieją. Bardzo rzadko się zdarza, że dobry tekst przeszkadza w odbiorze całości, a w "Źródle" się, wg mnie, tak właśnie stało. Rozdzieliłabym to - po prostu: tekst a capella i oddzielnie podkład instrumentalny, żeby się nawzajem nie zagłuszały:)
UsuńJak już Ci kiedyś pisałam - nie zapuszczam się w gąszcz merytorycznych komentarzy.
Odnoszę się tylko i wyłącznie do treści przekazu, a treści te - przeczytane, wysłuchane, obejrzane - odbieram poprzez kontekst.
Pozdrawiam:)
miło, że skojarzyło się z czymś tak ładnym.
UsuńLudzkość męczy. Często mam ochotę odpocząć od ludzkiego gwaru.
OdpowiedzUsuńmasz gdzie uciekać i po zdjęciach sądząc często korzystasz.
Usuńaż się niekiedy zastanawiam, gdzie się podziali ludzie.
Już dawno to odkryłam, że cisza jest najpiękniejszym stanem. Nawet wierszydło na jej cześć popełniłam. Kocham ciszę i wciąż odczuwam jej niedosyt. A ja lubię słyszeć siebie i swoje myśli.
OdpowiedzUsuńniech na zdrowie idzie.
Usuńale czasami chce się ludzi i tumultu.
Mnie nie. Ludzi lubię wybiórczo i raczej wolę w pojedynczych egzemplarzach. Tłumów unikam jak zarazy.
Usuńw kameralnym gronie łatwiej rozmawiać, ale mecz obejrzeć przy pełnych trybunach jest bardzo miło.
UsuńMecz?! Matko boska z którego bądź kościoła!!! Kto normalny ogląda coś podobnego?!
Usuńa ta normalność, to do czego szanownej pani potrzebna? nos się tym da wytrzeć? czy nakarmić jakieś szczenię? normalność to jakaś idea, a one jak wiadomo nie istnieją, bo po to są ideami.
Usuńw zaufaniu powiem Ci, ze na świecie istnieją organizmy inne niż Twój. I jakoś sobie radzą trzymając się odmiennych dekalogów i systemów wartości. może powinnaś spróbować atmosfery meczu? skoro nie byłaś, to nie wiesz być może, że podoba się. ja hymn śpiewany przez kilka, kilkadziesiąt tysięcy ludzi uważam za dzieło rewelacyjne.
Dziękuję - wystarczy mi fakt posiadania stadionu za oknem.
UsuńNie mówiąc o tym, że w życiu nie przyszłoby mi do głowy oglądanie żadnego meczu.
Usuń