Zostawiłem
ciało bezpiecznie siedzące w fotelu, ze szklanką herbaty, po którą sięgnąć
będzie mogło, jeśli mu się zechce. Chwilkę popatrzyłem, jakie ono ciche i
pokorne się stało, kiedy mnie w nim zabrakło, ale – niech sobie odpocznie ode
mnie czas jakiś, poleczy stare rany, albo sobą się zajmie, tak jak lubi
skrycie. A nuż jacyś goście do niego przyjdą i sprawią niespodziankę?
Pomachałem mu raczej przyjaźnie, żeby się nie martwiło, bo wrócę, tylko na rekonesans
chciałem się wybrać. I poszedłem dość beztrosko.
Bez
ciała łatwiej – ubierać się nie trzeba, bo zmarznąć nie ma co, a nagością zupełnie
przestałem się przejmować, bo ona taka więcej przeźroczysta i trzeba dobrze
poszukać, żeby ją znaleźć. Popatrzyłem na gołębie, jak próbują rozdziobać zamarzniętą
wodę, żeby się napić i pomóc w tym nie umiałem, bo ciało zostało w domku.
Wzruszyłem ramionami, a raczej tym, co byłoby ramionami gdybym wrócił do siebie.
Ograniczenia…
co robić, istoty mają swoje zalety i wady, trzeba przywyknąć. Za to podróżowanie
staje się bardzo proste, bo wszelkie kierunki nagle stają się dostępne i
kwestia umownego poziomu do przemieszczania się nie wydaje się koniecznością.
Można iść po ścianie kamienicy, albo wnikać w te ściany, gdyby kaprysem takim się
zarazić. Nieładnie trochę tak podglądać, ale nie oszukujmy – ciekawość nie
została w tym ciele spoczywającym na fotelu, tylko poszła ze mną, to i
podszczypuje co chwila, żeby ją karmić.
Prztyczka
w nos sobie nie dam przecież, a nawet jeśli, to co to zmieni? Chwilowo w miasto
poszedłem bez jakiegoś specjalnego powodu, raczej spontanicznie wybierając
kierunki, niż zmierzając dokądkolwiek. Chyba się przy tym zamyśliłem, bo rzeki
nie zauważyłem wcale i pomimo braku mostu przeszedłem na drugą stronę po dnie
zapewne. Szczęście nie miałem ubrania, bo zmokłoby na wylot. Usłyszałem, jak ktoś
śmieje się ze mnie i tego roztargnienia, które przegnało mnie dnem jakbym był
węgorzem.
Zacząłem
się rozglądać i wreszcie znalazłem. Takie do mnie podobne, ale żeńskie i
ładniejsze niechybnie, bo przecież nie odmówiłem własnej ciekawości spojrzenia…
no dobra - gapiłem się całkiem bezwstydnie, ale ona też, czyli remis. Gapiliśmy
się na siebie, a myśli we mnie krążyły tak szybko, że się zderzać ze sobą
zaczęły i o wypadek nie byłoby już tak trudno, na szczęście dziewczę pod ramię
mnie złapało i zaczęło rozmowę, to ochłonąłem trochę z pierwotnego zaskoczenia.
W
życiu nie podrywałem ducha… a tu duch wyzwolony podrywa mnie, co już wydaje się
fanaberią wyższego rzędu. Szliśmy sobie zgodnie wolnym kroczkiem, jak na
niedzielny spacerek przed obiadem. Próbowałem się przytulić, żeby zanurzyć się
w jej ciepło, czy aromat, ale mnie odsunęła odrobinkę, jakbym jej oddech zabierał.
Śmiała się ze mnie, że powinienem się zarumienić, ale nie miałem czym i tylko
myślą zarumienić się mogłem, co jest kłopotliwe, jeszcze bardziej.
Szliśmy,
a czas jakoś się wybrzuszył i nas omijał, zagęszczając się w miejscach, które
zdążyliśmy już opuścić. Przeszliśmy starówkę, stanęliśmy w parku nad wodą. Rozmowa
kwitła i wciąż nowe wątki splatały się w dialog. Wstyd jakoś się ze mnie ześliznął
i pałętał się pod nogami jak mały szczeniaczek, kiedy karmiliśmy wzajemną ciekawość.
Zauroczony
byłem kompletnie, ale o tym dowiedziałem się dopiero po fakcie, bo w którymś
momencie przypomniała sobie, że wracać po ciało jej pora z jakichś tajemniczych
powodów, buziaka mi dała na do widzenia i pognała tak szybko, że zanim nacieszyłem
się delikatną pieszczotą jej już nie było wcale.
Wtedy wyszło, jaki ze mnie inteligent, bo gdzie jej szukać, oczywiście nie zapytałem,
chociaż na gadaniu zeszło nam z pół wieczności. I teraz jako ta sierotka i
ostatnie nieszczęście błąkam się po mieście raz w ciało ubrany, innym razem w duchowej
nagości i szukam owej duszyczki. Może przyjdzie. Nadstawiam ucha ilekroć śmiech
serdeczny słyszę i zaglądam paniom pod parasolki, gdy tylko podobieństwo dostrzegę.
Ciekawe, czy jej ciało mnie rozpozna.
Nie wiem czy bez ciała łatwiej...a te wszystkie smaki i zapachy, miły dotyk, przytulanie? Zdecydowanie nie, może łatwiej, ale czy przyjemniej?
OdpowiedzUsuńna nowe doznania też się czasami dobrze otworzyć.
Usuń"Jestem więźniem. Zamkniętym w klatce swego ciała. A jednak nazywam się wolnym jak sokół."
OdpowiedzUsuń- Christopher Humphreys z książki "Wład Palownik: Prawdziwa historia Drakuli"
Ciekawa opowieść. To było faktyczne Twoje OOBE (ang. "out of body experience", doświadczenie poza ciałem), czy tylko fantazja?
fantazja. ale nie "tylko"
Usuńaż fantazja - niby to samo ale jak brzmi.
Przydałoby mi się wylecieć bez ciała na chwilkę... Mam coś do załatwienia na drugim końcu kraju, a ciało do tego niepotrzebne.
OdpowiedzUsuńto posadź ciało na fotel w bezpiecznym miejscu i fruń.
UsuńKtórędy na Poznań?
Usuńpołudniowy zachód. sądzę, że bardziej zachód, niż południowy
UsuńChyba północny raczej, patrząc z mojego grajdołu.
Usuńjasne że tak. miałem słabo nakręcony kompas.
UsuńEch, ta współczesna technika...
Usuńbateryjka zdechła i głupoty się pojawiły. dobrze, że chociaż zachód się zgadza - statystyka nie cierpi.
UsuńPaczpan, jakie czasy nastali! Za komuny to nawet bateryjki lepsze byli!
Usuńi północ umiała leżeć i się nie pchała na południe
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńNo cóż...
"Skąd tu wiedzieć, jak mogło było zakończyć się coś, co nie miało początku, co ukazało się od środka i znikło bez określonego kształtu, rozpływając się na skraju innej mgły?"
("Ostatnia runda" Julio Cortazar)
Pozdrawiam:)
no właśnie... skąd?
UsuńTak czy inaczej - poszukiwania mają pewien sens...
OdpowiedzUsuń:-)
przynajmniej wiadomo, że znalezienie jest możliwe.
Usuń