Szczelinę
dostrzegłem. Taką, która obiecuje, że za nią mieszka lewa strona świata. Domyślna,
dopełniająca. Miejsce, w którym dzieją się sprawy nie do pojęcia tutaj, bo są
ich rewersem. Wiedziałem, że ciekawość mnie schwyta kurczowo, abym się uwolnić nie
dał rady, więc nawet nie udawałem, że wolny jestem od pragnienia, by zerknąć
przez tę dziurkę od klucza i podejrzeć świat od podszewki. Oko i nos zbliżyłem
do dziureczki nonszalancko obstrzępionej, z niewyraźnym brzegiem, zupełnie nie
pasującej do żadnego ze znanych mi kluczy albo guzików. Podłużna, kocio - oczna
dziura w szczegółach nieopisywalna, jak brzeg morza falą malowany co chwila inaczej.
Zbliżałem
się dość ostrożnie, nie wiedząc czego się spodziewać po takiej niechlujnej
dziurze i podejrzanej odmienności lewej strony. Galimatias myśli tłukł się wewnątrz
czaszki i mało się swawolne myśli nie pozabijały jak tabun spanikowany w galopie,
kiedy na urwisko trafi. Tylko ciekawość była liniowa i nieposkromiona,
szukająca najkrótszej drogi do tam. No i wygrała ciekawość z lękiem i obawami.
Znowu wygrała i oko już przymierzało się do tego rozdarcia między światowego. A
kiedy zbliżałem twarz, dziura rosła i już nie oko, ale całą głowę mogłem
wsadzić nie narażając się na zetknięcie z brzegiem pęknięcia.
Ciekawość,
jakby kto smagnął po… nie mam pojęcia po czym się smaga ciekawość, ale musiało
być celnym owo smagnięcie, bo przyspieszyłem zbliżanie do otworu, a łeb naciągał
mi szyję, jakby chciał mnie na żyrafę przemodelować. Chytrze ten mój łeb
kombinował, żeby kadłubem zakotwiczyć się w tutejszości, okopać, a tylko zmysły
wypchnąć na drugą stronę, bo tak łatwiej będzie wrócić i zwiać, gdyby się okazało,
że po tamtej stronie jakieś paskudztwo niepojęte przesiaduje i chlasta głodnym
ogonem w gniewie, czy pazerności.
Palce
wszystkich kończyn usiłowały włączyć hamowanie i schwytać ostrogami pazurów
skraj dziury, żebym nie wypadł jak przez otwarte okno, jednak ciekawość była
tak rozpędzona, a brzegi kruchutkie niespodziewanie, że tylko brud za
paznokciami mi został, a ja wpadłem jako ta samobójcza śliweczka w kompot, albo
grzybki, co na widok gara barszczu czepki zakładają i w piruetach skaczą piękniej
niż chińskie olimpijki.
Nawet
się nie obejrzałem, bo natychmiast przyziemiłem po drugiej stronie i sam nie
wiem – na szczęście, czy niestety. Trudno się oglądać, kiedy ciekawość popycha
w plecy, a nos zanurza się w piach, liście i wolę nie dociekać co jeszcze, póki
węch mam zaczopowany materią lewostronnego świata. Dłońmi troszeczkę
zamortyzowałem upadek, a kolana wklęsły w stosunkowo miękkie coś. Podłoże? Podłoga?
Ziemia? Grunt lewacki po prostu.
Rozglądać
się zacząłem zanim jeszcze wstałem, bo tak bezpieczniej być może – wciąż myślę
kategoriami prawego świata, gdzie leżąc można się rozglądać prawie
niezauważonym i przeczekać ewentualną nienawiść, albo inne gorzkie uczucia
mogące odbić się na cielesności dziurą o kształcie niepożądanym wcale. Może w bieżącym
świecie bezpieczniej rozglądać się stojąc i klaszcząc, albo machając rękami?
Kto to ma wiedzieć, skoro nikt się nie chwalił, że był. Wzruszam ramionami –
nikt się nie chwalił, bo nikt nie wrócił….
No
i teraz mnie dopadło! Panika i strach. NIKT NIE WRÓCIŁ!!! Ale mnie poniosło… I
co dalej? Oglądam się szukając niedopowiedzianej dziury, ale ona zaskorupiała
się już jak wgłębienie w kisielu, gdy łyżka dźwignie porcję wysoko nad
powierzchnię. Chciałem doskoczyć, jednak za wysoko – odsunęła się czy co? Pofrunęła
pod lewobrzeżne niebo? Sięgnąć nie mogłem i chociaż rzucić kamień chciałem,
zanim się zamknie, bo może w trybach paproch poskromi tę inwencję i dziura
usiądzie na tym, na czym siadają dziury, żeby być bliżej mnie i pozwolić mi
przeskoczyć powrotnie do świata prawych.
Bo
ja tutaj jakiś nieudany jestem. Niepasujący. Taki mańkut myślący tyłem i na opak.
Ech. Użalać się zacząłem, a dziursko obrzydliwie się zacisnęło i szwem mizernym
na niebie rozpływa się, jak dobrze wygojona rana. Za moment nie będzie nawet cienia
podejrzeń, że międzyświatowa dziura w ogóle istniała, a już o połykaniu mnie
szkoda gadać – wezmą do domu wariatów i szprycować prądem – nie dla mnie. Udaję
tubylca. Zapewne niezbyt umiejętnie, ale procesy adaptacyjne przechodzę z
zaciśniętymi wargami, żeby nie wzdychać złowieszczo, czy żałośnie. Rozglądam się
i usiłuję wydawać się podobnym. Rozmazuję się tłem w lewej rzeczywistości i
naśladuję, ale nie zamierzam się chwalić, że szukam dziury powrotnej, plującej
w prawo.
Łażę
pośród niezrozumiałego świata i nie zaczepiam nikogo, za rękaw nie łapię i nie pytam,
bo się wstydzę jeszcze. Uczę się, żeby poradzić sobie z tym survivalem w obcym świecie
bez wskazówek przewodnika turystycznego, doświadczenia. Wokół łażą chyba mi
podobni, bo zerkają podejrzliwie dość i wzdychają, albo zerkają na niebo, jakby
szukali dziury. Jak ja… Rozglądam się spod brwi zerkam beznadziejnie. Mija mnie
potok obcych, załatwiających własne lewizny, i popełniających tutejsza
codzienność. A ja świątecznym lewactwem dotknięty patrzę bezradnie i w końcu niedojrzale
reaguję ekspresją emocji
- Hej!
Zaczekaj! Powiedz mi proszę, jak tu żyć! Jak żyć normalnie.
Alicja z Krainy Czarów znalazła godnego następcę?
OdpowiedzUsuńczarna dziura - jednostronna chyba. może uda się kiedyś wrócić.
Usuńa na razie trzeba tu żyć, pośród lewusów. i udawać, że jest ok.
Dobre lewusy nie są złe. Na przykład ja jestem lewus.
Usuńwiem. bo tu wszyscy to lewusy, albo jak ja spadli znikąd i wrócić nie potrafią.
Usuńw sumie trudno wybierać pomiędzy lewusami, a nieudacznikami.
E tam. Nie poczuwam się do bycia nieudacznikiem znikąd.
Usuńdo lewusa się przyznałaś już
UsuńLewus to lewus. A nieudacznik to nieudacznik.
Usuńbiorę, co zostało. wybór się skończył
UsuńNiekoniecznie. "Lewus" to bardzo pojemne określenie. Można je doprecyzować.
Usuńza późno, bo określiłem się na stronie głównej.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńPowyższe zdaje się potwierdzać pesymizm Oscara Wilde (w: "Listy"):
"Ogół ludzi zdradza nienasyconą ciekawość wszystkiego, z wyjątkiem tego, co warte jest poznania."
Mam dziwne wrażenie, że niewiele pomogłam;)
Pozdrawiam:)
za to poziom niepewności bardzo elegancko urósł.
UsuńPodoba mi się takie potraktowanie tematu nieprzystawania do realiów świata tego...
OdpowiedzUsuńCoraz częściej też mam takie wrażenie, że tu nie pasuję :-(
Tylko czy jest to kwestia wieku czy wrażliwości?
pojęcia nie mam.
UsuńNie pomogę, bo sama jestem niedopasowana do coraz bardziej parszywych realiów tego świata mimo postępu technicznego i mimo powszechnego wykształcenia dziury są coraz większe, więc nic dziwnego, że w nie wpadamy, a niektórzy mogą się utopić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam sedecznie
przydałyby się drogowskazy.
UsuńNie staraj się dopasować na siłę. Bądź kimś innym, w swoim mniemaniu dobrym, żyjącym w zgodzie z własnym sumienie. Nie dąż do dopasowania, bo nie warto. Jesteś świadom niedoskonałości świata, widzisz więcej niż ci zabiegani ludzie grzecznie obracających się w trybach systemu. Nie próbuj nawet myśleć o dołączeniu do nich.
OdpowiedzUsuńNie warto.
nie jest łatwo.
UsuńCiekawe, czy każda sytuacja ma jakąś swoją lewą stronę...
OdpowiedzUsuńjak z drogami - w prawo i lewo iść można
UsuńA sklepy tam jakieś są? Monopolowe na przykład?
OdpowiedzUsuńsą.
Usuń