Jak
napisać intymność, żeby nie popaść w skrajności? Jak osiągnąć to, co w zaciszu
alkowy staje się misterium niepowtarzalnym, a w słowach staje się wulgarnością,
kiczem, lub naiwnością. Można wybrać zimne słowa bliższe anatomii znanej
chirurgom, kiedy traktują ciało jak przedmiot uszkodzony, w którym zgrabnym, wyuczonym
ruchem należy skalpelem pogrozić i zabrać precz na wieczność wraże elementy na
ogół nazwane tak przewrotnie, że zauważeniu się wymykające. Rak? W naturze –
czyściciel, zbierający odpady, sprzątający – w organizmie boa dusiciel, anakonda,
odbierająca oddech i życie pomimo woli przetrwania.
Pozory
i gra słów. Niedopowiedzenia. A ja? Stoję jako ten bezpański chłop i próbuję
dociec znaczenia, albo znaleźć w sobie zrozumienie słowami wyrażone. Prostymi,
prawdziwymi, lub (jeśli ktoś jest aż tak wyrafinowany) naiwnymi, bo naiwność
niesie w sobie klucz do pojęcia – rozumienie słów tak, jak się je słyszy - na
wprost, bez zawieszenia, niedopowiedzeń, aluzji i retoryki. Świat wyszukany,
dumny i rosnący w egocentryzmach traktujących ludzi jak lustra odbijające ich wielkość
dążącą ku nieskończoności, lecz po co? Na chwałę białka gnijącego, na czas
zawarty pomiędzy narodzinami i śmiercią, który wypełnia mierzwa pozorów.
Można
wybrać słowa, których szanujący się słownik odwagi nie ma zamieścić, chociaż w
bordową skórę odziany i błyszczy złotym wzrokiem wyprężonej czcionki. Można
pośród rynsztoka szukać rozwiązań z czasów, zanim umysł ucywilizował się i
pozwolił zniewolić konwencjom. Bo te słowa przynajmniej mają w sobie żar. Wulgarny,
brutalny, bezwzględny i dosadny, ale żar. Chyba, że słowo stało się przecinkiem,
akcentem lub wykrzyknikiem, sprofanowane nadużyciem, niezrozumieniem wciągnięte
w rynsztok na siłę poprzez masową, rabunkową gospodarkę, sprowadzone do parteru
i nikczemne dzisiaj, chociaż wczoraj świeciło gwiazdą polarną pośród nocy gorących
uniesieniem. Może Krzyżem Południa, albo Polarną Zorzą?
Więc
jak? Gdzie stanąć mam? Medyczną nomenklaturą odebrać ci orgazm, czy pośród
plebsu stanąć i zawstydzić, żeby zbliżenie stało się niepodobieństwem? Nie… nie
oczekuję odpowiedzi, bo przecież zachłysnąć się łatwo i rad udzielać z
wysokości piedestału. Ja po ziemi chodzę i nie potrzeba mi boskich słów – ja potrzebuję
słów PRAWDZIWYCH. Ludzkich.
Więc
nie sil się na obcojęzyczne słowa, które skaleczą mi podniebienie zanim skończę
je wysławiać – ja potrzebuję słów zanurzonych w szczerą intymność tak bardzo,
żebym je mógł powiedzieć tylko jednej osobie. Tylko jednej…. I tak cicho, żeby
nawet wiatr ich ze mnie nie wydarł, i nie ukradł, i w świat nie wyciągnął na
zatracenie, i na poniewierkę, która zdeprecjonuje wartość przez nadmierną
popularność, ani sądy ludzkie, anonimowe, obce nie wystawił.
A
ja… Ja po prostu chciałbym tylko nazwać naszą intymność w sposób, który nie
urazi ciebie i moich zmysłów. Chcę słów, które nie wyrosną mi na ustach febrą,
które w zaciszu sypialni powiem bez wstydu i ty je bez wstydu weźmiesz i oddasz
bez uszczerbku na świętości chwili. Bez drżenia na misterium uniesienia.
Nie
będę twoim lekarzem, więc medyczne, łacińskie definicje mogą mnie tylko
pogrążyć, uświadomić bezkres mojej ignorancji. Ale ja pragnę pozostać ignorantem
możliwie długo. Chcę żyć wolny od medycznej wiedzy i kolejnych terminów wizyt, podczas których trzyliterowe skróty określą niezbędne analizy, gdzie łacina przeklnie organ z defektem i sposób leczenia zakończony kastracją i przewidywalnym, niedopowiedzianym zgonem.
Ja
chcę spotkać się z tobą w sypialni, kiedy świat zamkniemy na siedem zamków,
kiedy nikt i nic, i nawet komar nas nie odwiedzi, a pościel zachowa tajemnicę naszej spowiedzi pod groźbą utopienia w pralce i chemicznej kuracji środkami
dezynfekcyjnymi ze śmiertelną powagą.
Ty
i ja – a pomiędzy nami słowa. Intymne słowa, których nie znajdziemy w żadnym słowniku.
Więc gdzie? Potrafisz opowiedzieć mi swoją intymność bez rumieńca wstydu?
Potrafisz? Ja tej pewności nie mam. Chciałbym wreszcie usłyszeć ciebie i twoje
potrzeby, których mi nie opowiedziałaś, bo się boisz, że ucieknę, kiedy usłyszę,
jak niewprawnie posługujesz się słowem. Chcę zobaczyć, jak otwierasz się, kiedy
mówię pragnienia, o których nie da się mówić, bo nie ma narzędzi. Popatrz na własne
ciało i powiedz głośno, jak je rozumiesz. Naiwnie, intymnie, szczerze. A później
pozwól mi palcem pokazać twoje ciało i powtórz te słowa szeptem niosącym nadzieję na spełnienie.
Wiem
– też masz palec i też potrafisz wskazać własną ciekawość – obiecuję ci
wzajemność. To chyba coś więcej niż „na zawsze”?
O, to jest wiekuisty problem naszego języka i dobrze go znam. Nawet mi się z tym wczoraj czytanym skojarzył...
OdpowiedzUsuńi co? potrafisz stanąć przed lustrem (nie przede mną, ale takim meblem) i nazwać siebie samą tak, żeby nie sprawiało Ci to przykrości? Gówno! nie o to mi szło - ma Ci sprawić PRZYJEMNOŚĆ!
UsuńPotrafisz? Może jest ktoś, kto potrafi. Ja jestem skrępowany własnym niedostatkiem i wstydzę się tej ignorancji. Jeśli wiesz - pomóż proszę - email znasz... (zaproszenie otwarte dla wszystkich bez względu na wiek i płeć)
Przecież napisałam, że to problem i że go znam... A zna się takie rzeczy nie z teorii, a z praktyki.
Usuńprzepraszam za niedyskrecję. postaram się wytrwać w niewiedzy i więcej nie nękać.
UsuńNo co Ty? Nie ma w tym niczego niedyskretnego i nie musisz się umartwiać.
Usuńdo umartwiania mi daleko - ale do pchania się w cudzą intymność również.
Usuńwolę dostać ziarnko piasku niż ukraść plażę
Podsypałam Ci parę ziaren na poczcie.
Usuńto podziobię...
Usuńmoże nawet pogrucham...
A cóż to? Męki twórcze? Z pewnością ciało... coś podpowiedzieć (by) mogło. To trochę jak ze snami, trudno zapisać, gdy się śnią...
OdpowiedzUsuńnie ma obowiązku się chwalić - sama sobie odpowiedz.
UsuńW tym temacie nie pomogę, ale wolę to, co pozostaje, gdy odrzucamy słowa.
Usuńspokojnie - zaproponowałem zadanie domowe do indywidualnego rozwiązywania, a nie do strzelania na oślep propozycjami.
UsuńSpoko, Oko.
UsuńMarek Hłasko napisał: "Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie."
UsuńTak mają pisarze.
dziękuję - cytat pamiętałem, gorzej z Autorem. zgadzam się bezwzględnie.
Usuńpisanie MUSI być szczere, żeby niosło wartości - inaczej nie ma to sensu.
Zaangażowanie uczuciowe i intymny klimat alkowy niwelują takie problemy, same nazwy cisną się na usta...między dwojgiem ludzi nic nie jest niewłaściwe, jeśli oboje się na to zgadzają.
OdpowiedzUsuńżeby się na "coś" zgodzić, to trzeba to "coś" jakoś określić - i o tym piszę właśnie.
Usuń...hm...
OdpowiedzUsuńproblem z gardłem?
OdpowiedzUsuńczy z artykulacją?
To naprawdę nie wymaga słów, bo właśnie one prowadzą na manowce. Kiedyś też o tym pisałam, widocznie wielu z nas ma z tym problem:-) Prywatnie lubię tworzyć słowa na każdy użytek.
OdpowiedzUsuńbez względu na przedmiot - słów wymaga wszystko - jeśli coś nie ma nazwy, to trudno definiować/przybliżać/wyrażać... ciężko nawet myśleć o tym, czemu brakuje nazwy.
UsuńA intymność, choć publicznie nie nadaje się do artykulacji w prywatności staje się istotna i brak nazwy stanowi problem powtarzalny. W końcu chodzi o wyrażanie pragnień. ładnie i zrozumiale.
Majstersztyk. Bravo - najtrudniej dobrać słowa, które nie zabolą
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://zolza73.blogspot.com/
w każdej komunikacji dobór słów jest niezwykle istotny - tak łatwo obrazić, albo doprowadzić do nieporozumień i konfliktów...
UsuńTo prawie rozprawa naukowa o ......
OdpowiedzUsuńo bezradności języka intymnego?
UsuńTeż...
UsuńTyle słów o braku słów. Zacisze alkowy może się bez nich obejść, można niepotrzebnie "zagadać" działanie.
OdpowiedzUsuńcodzienność też może się obyć bez słów, ale ani musi, ani chce.
Usuń